niedziela, 4 października 2015

Setzè

        Z samego rana, jeszcze przed moim budzikiem, zadzwonił telefon. Niechętnie spojrzałam na ekran z chęcią sprawdzenia, kto dobijał się do mnie o tej porze. A jakże by inaczej? Toż to sam pan Gerard Piqué Bernabeu.
– Życie ci niemiłe, człowieku? – warknęłam do słuchawki.
– Sytuacja kryzysowa – rzucił w geście obrony, a ja aż usiadłam na łóżku i się wyprostowałam.
– Boże, Shaki rodzi? – przeraziłam się, bo to byłoby jeszcze za wcześnie.
– Nie.
– W takim razie to nie jest nic godnego budzenia mnie o świcie.
– Nika, jest ósma rano.
– Noż przecież mówię. – jęknęłam – Dobra, gadaj, jak już mnie obudziłeś – opadłam z powrotem na poduszki.
– Bo ja się tak zastanawiałem… – zaczął niepewnie – Ty masz już wszystkie te kolokwia czy coś pozaliczane, no nie?
– Taak… I?
– I mogłabyś sobie zrobić tydzień przerwy, prawda?
– Piqué, co ty kombinujesz? – zmrużyłam oczy.
– Oj, no. Znalazłem świetną okazję. Wyjeżdżamy z Shaki na tydzień do Grecji, ale bez Milana. Wiesz, chcielibyśmy spędzić trochę czasu tylko we dwoje, a po narodzinach Sashy to długo nie będzie możliwe… – milczałam, toteż kontynuował – No i tak sobie pomyślałem, że skoro ty możesz zrobić sobie wolne, my jedziemy, no to może mogłabyś się na ten tydzień do nas przeprowadzić i zająć małym? Oczywiście załatwię ci pomoc. Proszę, zgódź się, zgódź się – niemalże błagał.
– Kiedy? – westchnęłam.
– Przyjadę po ciebie jutro tak koło jedenastej. Kocham cię, pa – rozłączył się, zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć.

***

        Akurat zasunęłam zamek walizki, kiedy zadzwonił domofon. Już po chwili próg mojego królestwa przekroczył wysoki blondyn. Uśmiechnięty od ucha do ucha zatrzasnął mnie w niedźwiedzim uścisku. Ekscytację wyjazdem czuć było od niego na ponad kilometr. Momentalnie złapał rączkę od mojego bagażu i niemalże w podskokach udał się z nim do auta. Nie mogłam ukryć podziwu dla jego postawy. Cieszył się jak małe dziecko, któremu się powie, że zabierze się je na lody. Potrząsnęłam z rozbawieniem głową, zabrałam klucze i opuściłam mury mojego miejsca zameldowania.
        W domu ślicznej rodzinki panował… chaos. Kopara mi prawie opadła. Ale cóż, mogłam się tego spodziewać. Przecież Shak z tym swoim ciążowym brzuchem nie byłaby w stanie ogarnąć tego bajzlu, którego narobił Geri, a spodziewać się z kolei po nim, że posprząta? O tym to już na pewno nie było mowy. Prawda wyglądała tak, że Piqué był bałaganiarzem. Ogromnym bałaganiarzem.
– Dobra, dobra. Już, zabieraj te torby i wypad mi z domu. Bo się jeszcze rozmyślę – pogroziłam palcem.
– Kochanie, pamiętaj, że jeden telefon i wracamy – upomniała mnie Kolumbijka.
– Wiem, wiem. A wy macie mi tam odpoczywać i wrócić pełni sił.
– Milan, bądź grzeczny i nie sprawiaj problemów cioci, dobrze? – ucałowała malca w główkę.
– No, Berenika, wiesz, gdzie co jest, więc nie muszę ci nic tłumaczyć. W sumie to ty pewnie nawet lepiej wiesz niż ja. – zaśmiał się pan domu – Za jakąś godzinkę powinien pojawić się wasz współlokator.
– Naprawdę? Przecież bym sobie świetnie sama dała radę – naburmuszyłam się.
– Wiem, ale ja będę spokojniejszy, jeśli będzie z wami jakiś w miarę ogarnięty mężczyzna. W końcu co facet, to facet. A poza tym, on sam mi to zaproponował, kiedy tylko się dowiedział, że wyjeżdżamy, a ty zostajesz sama z małym.
– Kiedy przyjdzie wujek Ney? – zapytał najmłodszy ze zgromadzonych.
– Wujek Ney? – zdziwiłam się, a w odpowiedzi dostałam jedynie buziaka z czoło od piłkarza i już nie było po nich śladu. Westchnęłam, włączyłam stereo i zaczęłam tanecznym ruchem sprzątać bałagan po przejściu huraganu „Gerard”, w czym z chęcią pomagał mi uroczy brunecik.
        Kiedy uporaliśmy się już z kuchnią i salonem, rozsiedliśmy się na kanapie sącząc świeżo wyciśnięty sok pomarańczowy. Uśmiechaliśmy się do siebie promiennie.
– Ciociuuuu… – przeciągnął uroczo słówko mały Hiszpan.
– Tak, kochanie?
– A może potańczymy. I pośpiewałabyś mi? – wyszczerzył ząbki.
– Szalejemy? – zachichotałam.
– Tak! – ucieszył się.
– No to chodź. Hmm… – przerzucałam piosenki, aż trafiłam na utwór „Loca”.
        Wzięłam malca za ręce i zaczęliśmy wirować w rytmie latynoskich rytmów, śpiewając przy tym – to znaczy, że ja śpiewałam, a chłopiec co jakiś czas powtórzył któreś słowo.
– You're the one for me
And for her no more
Now you think she's got it all
I got my kiki
And I'm crazy, but you like it
You like that it ain't easy
La loca, la loca,la loca
Loca.
        Utwór się skończył, a wtem rozległ się aplauz. Z przerażeniem odwróciłam się w stronę drzwi. Oparty o ścianę przy wejściu stał zadowolony z siebie Brazylijczyk.
– Widzę, że świetnie się bawicie. Nie wiedziałem, że umiesz śpiewać, Nika – rzucił zalotnie.
– Bo nie umiem. Tak się tylko z Milanem wygłupialiśmy, prawda? – zapytałam, biorąc małego na ręce.
– Tak, ale ciocia umie śpiewać. Nawet mamusia tak mówi.
– No widzisz, Nika. Przepraszam, nie chciałem wam przeszkadzać w zabawie.
– Nie przeszkadzasz – obdarzyłam go nieśmiałym uśmiechem.
– To może teraz ty zatańczysz z ciocią, bo ja się już zmęczyłem?
– Ciociu – wyciągnął dłoń w moją stronę, a ja ją niepewnie ujęłam.
– To ja wam wybiorę jakąś fajną piosenkę! – pisnął chłopczyk i podszedł do wieży.
        Po chwili po domu rozchodziły się pierwsze dźwięki jednego z większych przebojów roku 2010, a ja zupełnie się nie krępowałam i zaczęłam podśpiewywać.
Debe ser el perfume que usas
O el agua con la que te bañas
Pero cada cosita que haces
A mí me parece una hazaña
Me besaste esa noche
Cual si fuera el unico dia de tu boca
Cada vez que me acuerdo
Yo siento en mi pecho el peso de una roca


Son tus ojos marrones – przyciągnął mnie do siebie i nasze spojrzenia się spotkały.
Con esa veta verdosa
Es tu cara de niño
Y esa risa nerviosa

I'm addicted to you
Porque es un vicio tu piel
Baby I'm addicted to you
Quiero que te dejes querer
I'm addicted to you
Porque es un vicio tu piel
Baby I'm addicted to you
Quiero que te dejes querer

Por el puro placer de flotar
Ahora si me llevó la corriente
Ya no puedo dormir ni comer
Como lo hace la gente decente
Y tu recuerdo a quedado
Así como un broche prendido en mi almohada
Y tú en cambio que tienes memoria de pez
No te acuerdas de nada

Son tus manos de hombre
El olor de tu espalda
Lo que no tiene nombre
Y lo logró tu mirada

Ostatni refren zaśpiewaliśmy wspólnie:
I'm addicted to you
Porque es un vicio tu piel
Baby I'm addicted to you
Quiero que te dejes querer
I'm addicted to you
Porque es un vicio tu piel
Baby I'm addicted to you
Quiero que te dejes querer
Zrobiło się nieco niezręcznie, kiedy brunet przyciągnął mnie do siebie w taki sposób, że nie dzieliły nas nawet milimetry. Zapatrzyłam się w jego hipnotyzujące oczy, a moje serce przybrało szaleńczego biegu. Zrobiłam głęboki wdech i odsunęłam się od mężczyzny. Podeszłam do Milana i szybko wzięłam go na ręce.
– To co robimy na obiad? – zapytałam chłopczyka.
– Pizzę! – pisnął uradowany.
– Ok. To ja robię ciasto, a ty wybieraj dodatki – cmoknęłam go w czółko i zabraliśmy się za pracę. Słyszałam tylko,  jak na górze zamykały się drzwi. Odwróciłam się i zauważyłam brak torby na przedpokoju. Wywnioskowałam, że nasz współlokator musiał zanieść bagaże do sypialni. Po około pół godzinie nasz jakże włoski obiad siedział już w piekarniku. Po całym domu roznosił się piękny zapach, który najwidoczniej nie ruszał piłkarza. Wyjęłam ostrożnie pizzę z pieca, po czym chwyciłam malca za dłoń i razem poszliśmy na górę. Zapukaliśmy i weszliśmy do środka. Da Silva Santos leżał zamyślony na łóżku.
– Chcielibyśmy zaprosić cię na obiadek – powiedziałam wesoło.
– Zrobiliśmy pyszną pizzę – cieszył się mały Hiszpan. Brazylijczyk bez entuzjazmu wstał i zszedł z nami na dół. Usiedliśmy przy stole,  a wszystkie rozmowy toczyły się wokół malca. Czułam, jakby Neymar nie chciał ze mną rozmawiać. Mało tego – jakby czuł do mnie niechęć. Ale co ja takiego zrobiłam?  Musiałam z nim porozmawiać, bo w końcu mieliśmy przez tydzień mieszkać razem. Nie mogliśmy się zachowywać jak dzieci i się na siebie obrażać za byle co. Tu nie chodziło przecież o nas tylko o Milana. On nie mógł odczuć że coś było nie tak. A to bardzo mądre jak na swój wiek dziecko...

***

Około godziny dwudziestej położyłam małego spać, a sama posprzątałam kuchnię i poszłam wziąć prysznic. Ubrana w wygodną piżamkę szłam w kierunku mojego tymczasowego pokoju, kiedy zauważyłam uchylone drzwi od sypialni, którą zajął da Silva. Pchnęłam je cichutko i weszłam do środka. Chłopak siedział na zewnątrz na posadzce balkonu. Bezszelestnie zajęłam miejsce obok niego. Oparłam się o chłodną ścianę i wciągnęłam do płuc dużą porcję świeżego katalońskiego powietrza. Otworzyłam oczy i pierwsze co ujrzałam to brązowo–zielone tęczówki. Były wpatrzone we mnie niczym w obrazek. Wokół unosiła się woń alkoholu. Pił piwo.
– Coś się stało? – zapytałam, a chłopak odwrócił wzrok i zaczął się nerwowo bawić sznurówkami od swoich airmaxów – Neymar?
– Nie. Wszystko ok – burknął.
– Nie kłam. Przecież widzę. Posłuchaj, nie możesz się tak zachowywać. Przynajmniej nie przy Milanie. To dziecko i wokół niego musi panować miła atmosfera. Jeśli coś do mnie masz, to mi to po prostu powiedz, a nie odstawiasz obrażonego przy małym.
– Wiesz, ja naprawdę chciałem żeby między nami było dobrze. Od początku tego chciałem. Ale chyba się przeliczyłem, co? – westchnął.
– O czym ty mówisz? – nie rozumiałam.
– O nas. O tym, że ja tą znajomość od początku traktowałem bardzo poważnie. Ale ty chyba nie do końca.
– Ney...
– Nie neyuj mi tu teraz. – warknął – Mogłaś mi od razu powiedzieć, że nic z tego nie będzie. Nie robiłbym z siebie takiego idioty...
– Ale...
– Nie potrzebnie zgadzałem się na propozycję Gera – westchnął, a ja momentalnie wstałam.
– Skoro tak to się pakuj. Ja nie mam z tym problemu. Poradzę sobie sama. Nie pierwszy i nie ostatni raz. I nie bój się. Nic nie powiem Piqué ani chłopakom. Dobrej nocy panu życzę.
– Nika! – krzyknął za mną, ale ja miałam to gdzieś.
Powiedział, co myślał. A co myślał? Miał nadzieję, że coś może się z naszej znajomości rozwinąć. Wstyd się przyznać, ale ja też miewałam takie myśli. Świetnie się przy nim czułam. Był taki wesoły, zabawny. Nigdy się z nim nie nudziłam. Fizycznie też mi się podobał. I to bardzo. Ale ja jak ta głupia miałam przed nim tajemnice już od początku. Dlaczego nie odważyłam mu się wcześniej powiedzieć o moich przyjaciołach? Zawsze zatrzymywałam tę informację dla siebie, ale przecież przy nim to było zbędne. Mogłam być wręcz pewna, że chłopcy szybko nas ze sobą będą chcieli poznać. Coś mnie jednak blokowało. Może nie chciałam wyjść na dziewczynę, która obraca się w towarzystwie bogatych i sławnych ludzi? Ale przecież w gruncie rzeczy taka właśnie byłam. Moi najbliżsi przyjaciele byli rozpoznawalni na całym świecie, pieniędzy mieli pod dostatkiem. A ja w końcu musiałam to przyjąć do wiadomości. Musiałam pogodzić się z tym, że od tamtego przypadkowego spotkania w mieście moje życie się zmieniło. Ja też stawałam się coraz bardziej rozpoznawalna. Nie raz moje zdjęcia pojawiały się w gazetach. Czyżby nadszedł czas się do tego przyzwyczaić? No dobrze, ale nawet jeśli, to co teraz będzie z moimi i Neymara relacjami? Ja naprawdę nie chciałabym tego kończyć…
Nagle moje rozmyślania bestialsko przerwał odgłos pukania do drzwi. Rzuciłam obojętne „proszę” i zakopałam się w pościeli. Świetnie wiedziałam, kto był moim „gościem”.
– Berenika, bo ja… – zaczął niepewnie.
– Daruj sobie – przerwałam mu ostro. Materac lekko się ugiął, a po chwili poczułam jego ciepłą dłoń na moim ramieniu.
– Posłuchaj, ja… Ja chciałem przeprosić. To nie miało tak zabrzmieć. – westchnął – Zgodziłem się tutaj mieszkać przez tydzień nie ze względu na Milana, a na to, że mógłbym spędzić z tobą trochę więcej czasu. Berenika. Ej. Popatrz na mnie. – odwrócił mnie w swoją stronę – Ja nie wiem, co się ze mną dzieje, ale od kiedy cię poznałem… Nie mogę przestać o tobie myśleć. Już od Brazylii. – wyznał – Kiedy cię nie ma, to usycham z tęsknoty. Brakuje mi twojego uśmiechu. Twojego gadulstwa i zwariowania. – uśmiechnął się – Po prostu brakuje mi ciebie. Zwariowałem. Po prostu zwariowałem. – pokręcił z niedowierzaniem głową – Mi naprawdę na tobie zależy – zbliżył się do mnie i delikatnie potarł mój policzek kciukiem. Poruszał nerwowo szczęką. Oparł swoje czoło o moje, po czym przymknął oczy. Moje serce z każdą sekundą przyspieszało. Każda komórka mojego ciała pragnęła, aby mnie pocałował, dotknął. On jednak nie zamierzał się posunąć zbyt daleko. Wolał dmuchać na zimne.
– Dlaczego sądziłeś, że nie myślałam o nas poważnie? – wydusiłam z siebie w końcu. Odsunął się ode mnie i popatrzył mi w oczy.
– Bo… Po tamtym pocałunku nie chciałaś się spotkać. Pojechałaś do Londynu, nic mi o tym nie mówiąc.
– Przecież dobrze wiesz, że pojechałam tam na dwa dni i to po to, żeby dowieźć Cesca na zaręczyny.
– No tak, teraz już wiem. Ale odczułem ostatnio, że mnie odpychałaś… Nie chciałem się narzucać, wybacz – westchnął.
– Kiedy?
– Co „kiedy”? – nie zrozumiał.
– Kiedy cię odepchnęłam? – powtórzyłam.
– No na przykład dzisiaj. Jak tańczyliśmy…
– Neymar, tańczyliśmy, a przyglądał nam się dwuletni chłopczyk. Co, miałam się może na jego oczach na ciebie rzucić? – zachichotałam, a piłkarz zrobił to samo.
– W sumie racja. – przejechał dłońmi po twarzy – To co teraz? Bo wygląda na to, że wygłupiłem się jeszcze bardziej?
– Jest po dziesiątej, więc może po prostu chodźmy spać? – zaproponowałam.
– Ok – odparł wesoło, wpychając mi się pod kołdrę.
– Ej, a ty się przypadkiem nie zapomniałeś? – śmiałam się.
– A no tak, masz rację. Na śmierć bym zapomniał. – położył dłoń na mojej talii i pocałował kącik moich ust – Kolorowych snów. I niech ci się przyśnię – uśmiech nie schodził mu  z twarzy. Bacznie mi się przyglądał i w końcu musnął prawie niezauważalnie moje wargi. Po chwili zrobił to samo, tylko mocniej. Wplotłam palce w jego krótkie włosy i przysunęłam go do siebie jeszcze bardziej. Delikatne początkowo pocałunki ustępowały z każdą chwilą coraz to bardziej namiętnym. Zachęcająco rozchyliłam wargi i już po chwili nasze języki oddawały się dzikiemu tańcowi. W końcu oderwaliśmy się od siebie, głośno dysząc.
– Czy ty… – próbował ułożyć jakieś składne zdanie – Dasz mi szansę? – zaświeciły mu się oczy.
– A chcesz tego?
– Jak niczego innego na świecie.
– Bardzo? – zaczęłam się z nim droczyć.
– O, już ja ci zaraz pokażę jak bardzo – zaśmiał się i schował się pod kołdrę. Zaczął całować moją szyję, a potem przerzucił się na łaskotanie. Śmiałam się jak głupia.
– Przestań, proszę, już, wystarczy – mówiłam. Spod kołdry wychyliła się głowa Brazylijczyka. Uśmiechnął się uroczo i cmoknął mnie w usta.
– A dasz mi szansę?
– A nie uważasz, że już to zrobiłam? – zmarszczył brwi – Uwierz mi, że nie każdemu facetowi pozwalam spać ze mną w moim łóżku, a na dodatek całować mnie – musnęłam jego wargi. Odgarnął pasmo włosów z mojej twarzy. Na chwilę nade mną zawisł, aby za moment opaść na posłanie obok. Przysunął się do mnie, objął w pasie.
– No to teraz idziemy spać, kochanie. I pamiętaj, że od teraz nie możesz śnić o nikim innym oprócz swojego chłopaka.
– A ty będziesz śnił o mnie?
– Z wielką przyjemnością – wymruczał mi do ucha. Przysunął mnie do siebie jeszcze bliżej i zasnęliśmy na tak zwaną łyżeczkę. Jako para.




9 komentarzy:

  1. Nareszcie tak długo na to czekałam <3 Oby tak dalej <3 <3
    Szybko next pliss <3
    Iza :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Boskie , az nie wiem co napisac ta koncowka mnie rozwalila :) poprostu pieknie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaki słodki <3
    Czekam z niecierpliwością na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. " Wujek Ney " haha. Jak się pokłócili to myślałam, ze Twoje życie już wisi na włosku, ale jak przeczytałam resztę to już wiedziałam, że nic Ci nie grozi, haha ;D Kocham i dodawaj szybko next ;* Besos ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, ufff. Czyli dożyję do następnego rozdziału ;*

      Usuń
  5. Nareszcie są razem. <3 chyba lepiej być jak na razie nie może. ;D czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak lepiej być nie może, to może być...gorzej ;D

      Usuń
  6. Ahh <3 Najsłodszy rozdział ^^
    Czekam na kolejny ;*/Zuza

    OdpowiedzUsuń
  7. Oł tak! Oł tak! Są razem!! <3!! Wreeszcie, nie no kobieto kocham cię, wiesz?! :D <3

    OdpowiedzUsuń