Z samego rana, jeszcze przed moim
budzikiem, zadzwonił telefon. Niechętnie spojrzałam na ekran z chęcią
sprawdzenia, kto dobijał się do mnie o tej porze. A jakże by inaczej? Toż to
sam pan Gerard Piqué Bernabeu.
– Życie ci
niemiłe, człowieku? – warknęłam do słuchawki.
– Sytuacja
kryzysowa – rzucił w geście obrony, a ja aż usiadłam na łóżku i się
wyprostowałam.
– Boże,
Shaki rodzi? – przeraziłam się, bo to byłoby jeszcze za wcześnie.
– Nie.
– W takim
razie to nie jest nic godnego budzenia mnie o świcie.
– Nika,
jest ósma rano.
– Noż
przecież mówię. – jęknęłam – Dobra, gadaj, jak już mnie obudziłeś – opadłam z
powrotem na poduszki.
– Bo ja
się tak zastanawiałem… – zaczął niepewnie – Ty masz już wszystkie te kolokwia
czy coś pozaliczane, no nie?
– Taak… I?
– I
mogłabyś sobie zrobić tydzień przerwy, prawda?
– Piqué, co
ty kombinujesz? – zmrużyłam oczy.
– Oj, no.
Znalazłem świetną okazję. Wyjeżdżamy z Shaki na tydzień do Grecji, ale bez
Milana. Wiesz, chcielibyśmy spędzić trochę czasu tylko we dwoje, a po
narodzinach Sashy to długo nie będzie możliwe… – milczałam, toteż kontynuował –
No i tak sobie pomyślałem, że skoro ty możesz zrobić sobie wolne, my jedziemy,
no to może mogłabyś się na ten tydzień do nas przeprowadzić i zająć małym?
Oczywiście załatwię ci pomoc. Proszę, zgódź się, zgódź się – niemalże błagał.
– Kiedy? –
westchnęłam.
– Przyjadę
po ciebie jutro tak koło jedenastej. Kocham cię, pa – rozłączył się, zanim
zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć.
***
Akurat zasunęłam zamek walizki, kiedy
zadzwonił domofon. Już po chwili próg mojego królestwa przekroczył wysoki
blondyn. Uśmiechnięty od ucha do ucha zatrzasnął mnie w niedźwiedzim uścisku.
Ekscytację wyjazdem czuć było od niego na ponad kilometr. Momentalnie złapał
rączkę od mojego bagażu i niemalże w podskokach udał się z nim do auta. Nie
mogłam ukryć podziwu dla jego postawy. Cieszył się jak małe dziecko, któremu
się powie, że zabierze się je na lody. Potrząsnęłam z rozbawieniem głową,
zabrałam klucze i opuściłam mury mojego miejsca zameldowania.
W domu ślicznej rodzinki panował… chaos.
Kopara mi prawie opadła. Ale cóż, mogłam się tego spodziewać. Przecież Shak z
tym swoim ciążowym brzuchem nie byłaby w stanie ogarnąć tego bajzlu, którego
narobił Geri, a spodziewać się z kolei po nim, że posprząta? O tym to już na
pewno nie było mowy. Prawda wyglądała tak, że Piqué był bałaganiarzem. Ogromnym
bałaganiarzem.
– Dobra,
dobra. Już, zabieraj te torby i wypad mi z domu. Bo się jeszcze rozmyślę –
pogroziłam palcem.
–
Kochanie, pamiętaj, że jeden telefon i wracamy – upomniała mnie Kolumbijka.
– Wiem,
wiem. A wy macie mi tam odpoczywać i wrócić pełni sił.
– Milan,
bądź grzeczny i nie sprawiaj problemów cioci, dobrze? – ucałowała malca w
główkę.
– No, Berenika,
wiesz, gdzie co jest, więc nie muszę ci nic tłumaczyć. W sumie to ty pewnie
nawet lepiej wiesz niż ja. – zaśmiał się pan domu – Za jakąś godzinkę powinien
pojawić się wasz współlokator.
–
Naprawdę? Przecież bym sobie świetnie sama dała radę – naburmuszyłam się.
– Wiem,
ale ja będę spokojniejszy, jeśli będzie z wami jakiś w miarę ogarnięty
mężczyzna. W końcu co facet, to facet. A poza tym, on sam mi to zaproponował,
kiedy tylko się dowiedział, że wyjeżdżamy, a ty zostajesz sama z małym.
– Kiedy
przyjdzie wujek Ney? – zapytał najmłodszy ze zgromadzonych.
– Wujek
Ney? – zdziwiłam się, a w odpowiedzi dostałam jedynie buziaka z czoło od
piłkarza i już nie było po nich śladu. Westchnęłam, włączyłam stereo i zaczęłam
tanecznym ruchem sprzątać bałagan po przejściu huraganu „Gerard”, w czym z
chęcią pomagał mi uroczy brunecik.
Kiedy uporaliśmy się już z kuchnią i
salonem, rozsiedliśmy się na kanapie sącząc świeżo wyciśnięty sok pomarańczowy.
Uśmiechaliśmy się do siebie promiennie.
–
Ciociuuuu… – przeciągnął uroczo słówko mały Hiszpan.
– Tak,
kochanie?
– A może
potańczymy. I pośpiewałabyś mi? – wyszczerzył ząbki.
–
Szalejemy? – zachichotałam.
– Tak! –
ucieszył się.
– No to
chodź. Hmm… – przerzucałam piosenki, aż trafiłam na utwór „Loca”.
Wzięłam malca za ręce i zaczęliśmy wirować
w rytmie latynoskich rytmów, śpiewając przy tym – to znaczy, że ja śpiewałam, a
chłopiec co jakiś czas powtórzył któreś słowo.
– You're the
one for me
And for her no more
Now you think she's got it all
I got my kiki
And I'm crazy, but you like it
You like that it ain't easy
La loca, la loca,la loca
Loca.
And for her no more
Now you think she's got it all
I got my kiki
And I'm crazy, but you like it
You like that it ain't easy
La loca, la loca,la loca
Loca.
Utwór
się skończył, a wtem rozległ się aplauz. Z przerażeniem odwróciłam się w stronę
drzwi. Oparty o ścianę przy wejściu stał zadowolony z siebie Brazylijczyk.
– Widzę,
że świetnie się bawicie. Nie wiedziałem, że umiesz śpiewać, Nika – rzucił
zalotnie.
– Bo nie
umiem. Tak się tylko z Milanem wygłupialiśmy, prawda? – zapytałam, biorąc
małego na ręce.
– Tak, ale
ciocia umie śpiewać. Nawet mamusia tak mówi.
– No widzisz,
Nika. Przepraszam, nie chciałem wam przeszkadzać w zabawie.
– Nie
przeszkadzasz – obdarzyłam go nieśmiałym uśmiechem.
– To może
teraz ty zatańczysz z ciocią, bo ja się już zmęczyłem?
– Ciociu –
wyciągnął dłoń w moją stronę, a ja ją niepewnie ujęłam.
– To ja
wam wybiorę jakąś fajną piosenkę! – pisnął chłopczyk i podszedł do wieży.
Po chwili po domu rozchodziły się
pierwsze dźwięki jednego z większych przebojów roku 2010, a ja zupełnie się nie
krępowałam i zaczęłam podśpiewywać.
Debe ser el perfume que usas
O el agua con la que te bañas
Pero cada cosita que haces
A mí me parece una hazaña
Me besaste esa noche
Cual si fuera el unico dia de tu boca
Cada vez que me acuerdo
Yo siento en mi pecho el peso de una roca
Son tus ojos marrones – przyciągnął mnie do siebie i nasze spojrzenia się spotkały.
Con esa veta verdosa
Es tu cara de niño
Y esa risa nerviosa
I'm addicted to you
Porque es un vicio tu piel
Baby I'm addicted to you
Quiero que te dejes querer
I'm addicted to you
Porque es un vicio tu piel
Baby I'm addicted to you
Quiero que te dejes querer
Por el puro placer de flotar
Ahora si me llevó la corriente
Ya no puedo dormir ni comer
Como lo hace la gente decente
Y tu recuerdo a quedado
Así como un broche prendido en mi almohada
Y tú en cambio que tienes memoria de pez
No te acuerdas de nada
Son tus manos de hombre
El olor de tu espalda
Lo que no tiene nombre
Y lo logró tu mirada
O el agua con la que te bañas
Pero cada cosita que haces
A mí me parece una hazaña
Me besaste esa noche
Cual si fuera el unico dia de tu boca
Cada vez que me acuerdo
Yo siento en mi pecho el peso de una roca
Son tus ojos marrones – przyciągnął mnie do siebie i nasze spojrzenia się spotkały.
Con esa veta verdosa
Es tu cara de niño
Y esa risa nerviosa
I'm addicted to you
Porque es un vicio tu piel
Baby I'm addicted to you
Quiero que te dejes querer
I'm addicted to you
Porque es un vicio tu piel
Baby I'm addicted to you
Quiero que te dejes querer
Por el puro placer de flotar
Ahora si me llevó la corriente
Ya no puedo dormir ni comer
Como lo hace la gente decente
Y tu recuerdo a quedado
Así como un broche prendido en mi almohada
Y tú en cambio que tienes memoria de pez
No te acuerdas de nada
Son tus manos de hombre
El olor de tu espalda
Lo que no tiene nombre
Y lo logró tu mirada
Ostatni
refren zaśpiewaliśmy wspólnie:
I'm addicted to you
Porque es un vicio tu piel
Baby I'm addicted to you
Quiero que te dejes querer
I'm addicted to you
Porque es un vicio tu piel
Baby I'm addicted to you
Quiero que te dejes querer
I'm addicted to you
Porque es un vicio tu piel
Baby I'm addicted to you
Quiero que te dejes querer
I'm addicted to you
Porque es un vicio tu piel
Baby I'm addicted to you
Quiero que te dejes querer
Zrobiło
się nieco niezręcznie, kiedy brunet przyciągnął mnie do siebie w taki sposób,
że nie dzieliły nas nawet milimetry. Zapatrzyłam się w jego hipnotyzujące oczy,
a moje serce przybrało szaleńczego biegu. Zrobiłam głęboki wdech i odsunęłam
się od mężczyzny. Podeszłam do Milana i szybko wzięłam go na ręce.
– To co
robimy na obiad? – zapytałam chłopczyka.
– Pizzę! –
pisnął uradowany.
– Ok. To
ja robię ciasto, a ty wybieraj dodatki – cmoknęłam go w czółko i zabraliśmy się
za pracę. Słyszałam tylko, jak na górze
zamykały się drzwi. Odwróciłam się i zauważyłam brak torby na przedpokoju.
Wywnioskowałam, że nasz współlokator musiał zanieść bagaże do sypialni. Po
około pół godzinie nasz jakże włoski obiad siedział już w piekarniku. Po całym
domu roznosił się piękny zapach, który najwidoczniej nie ruszał piłkarza.
Wyjęłam ostrożnie pizzę z pieca, po czym chwyciłam malca za dłoń i razem
poszliśmy na górę. Zapukaliśmy i weszliśmy do środka. Da Silva Santos leżał
zamyślony na łóżku.
–
Chcielibyśmy zaprosić cię na obiadek – powiedziałam wesoło.
–
Zrobiliśmy pyszną pizzę – cieszył się mały Hiszpan. Brazylijczyk bez entuzjazmu
wstał i zszedł z nami na dół. Usiedliśmy przy stole, a wszystkie rozmowy toczyły się wokół malca.
Czułam, jakby Neymar nie chciał ze mną rozmawiać. Mało tego – jakby czuł do
mnie niechęć. Ale co ja takiego zrobiłam?
Musiałam z nim porozmawiać, bo w końcu mieliśmy przez tydzień mieszkać
razem. Nie mogliśmy się zachowywać jak dzieci i się na siebie obrażać za byle
co. Tu nie chodziło przecież o nas tylko o Milana. On nie mógł odczuć że coś
było nie tak. A to bardzo mądre jak na swój wiek dziecko...
***
Około
godziny dwudziestej położyłam małego spać, a sama posprzątałam kuchnię i
poszłam wziąć prysznic. Ubrana w wygodną piżamkę szłam w kierunku mojego
tymczasowego pokoju, kiedy zauważyłam uchylone drzwi od sypialni, którą zajął
da Silva. Pchnęłam je cichutko i weszłam do środka. Chłopak siedział na
zewnątrz na posadzce balkonu. Bezszelestnie zajęłam miejsce obok niego. Oparłam
się o chłodną ścianę i wciągnęłam do płuc dużą porcję świeżego katalońskiego
powietrza. Otworzyłam oczy i pierwsze co ujrzałam to brązowo–zielone tęczówki.
Były wpatrzone we mnie niczym w obrazek. Wokół unosiła się woń alkoholu. Pił
piwo.
– Coś się
stało? – zapytałam, a chłopak odwrócił wzrok i zaczął się nerwowo bawić
sznurówkami od swoich airmaxów – Neymar?
– Nie.
Wszystko ok – burknął.
– Nie
kłam. Przecież widzę. Posłuchaj, nie możesz się tak zachowywać. Przynajmniej
nie przy Milanie. To dziecko i wokół niego musi panować miła atmosfera. Jeśli
coś do mnie masz, to mi to po prostu powiedz, a nie odstawiasz obrażonego przy
małym.
– Wiesz,
ja naprawdę chciałem żeby między nami było dobrze. Od początku tego chciałem.
Ale chyba się przeliczyłem, co? – westchnął.
– O czym
ty mówisz? – nie rozumiałam.
– O nas. O
tym, że ja tą znajomość od początku traktowałem bardzo poważnie. Ale ty chyba
nie do końca.
– Ney...
– Nie
neyuj mi tu teraz. – warknął – Mogłaś mi od razu powiedzieć, że nic z tego nie
będzie. Nie robiłbym z siebie takiego idioty...
– Ale...
– Nie
potrzebnie zgadzałem się na propozycję Gera – westchnął, a ja momentalnie
wstałam.
– Skoro
tak to się pakuj. Ja nie mam z tym problemu. Poradzę sobie sama. Nie pierwszy i
nie ostatni raz. I nie bój się. Nic nie powiem Piqué ani chłopakom. Dobrej nocy
panu życzę.
– Nika! –
krzyknął za mną, ale ja miałam to gdzieś.
Powiedział,
co myślał. A co myślał? Miał nadzieję, że coś może się z naszej znajomości
rozwinąć. Wstyd się przyznać, ale ja też miewałam takie myśli. Świetnie się
przy nim czułam. Był taki wesoły, zabawny. Nigdy się z nim nie nudziłam.
Fizycznie też mi się podobał. I to bardzo. Ale ja jak ta głupia miałam przed nim
tajemnice już od początku. Dlaczego nie odważyłam mu się wcześniej powiedzieć o
moich przyjaciołach? Zawsze zatrzymywałam tę informację dla siebie, ale
przecież przy nim to było zbędne. Mogłam być wręcz pewna, że chłopcy szybko nas
ze sobą będą chcieli poznać. Coś mnie jednak blokowało. Może nie chciałam wyjść
na dziewczynę, która obraca się w towarzystwie bogatych i sławnych ludzi? Ale
przecież w gruncie rzeczy taka właśnie byłam. Moi najbliżsi przyjaciele byli
rozpoznawalni na całym świecie, pieniędzy mieli pod dostatkiem. A ja w końcu
musiałam to przyjąć do wiadomości. Musiałam pogodzić się z tym, że od tamtego
przypadkowego spotkania w mieście moje życie się zmieniło. Ja też stawałam się
coraz bardziej rozpoznawalna. Nie raz moje zdjęcia pojawiały się w gazetach.
Czyżby nadszedł czas się do tego przyzwyczaić? No dobrze, ale nawet jeśli, to
co teraz będzie z moimi i Neymara relacjami? Ja naprawdę nie chciałabym tego
kończyć…
Nagle
moje rozmyślania bestialsko przerwał odgłos pukania do drzwi. Rzuciłam obojętne
„proszę” i zakopałam się w pościeli. Świetnie wiedziałam, kto był moim
„gościem”.
– Berenika,
bo ja… – zaczął niepewnie.
– Daruj
sobie – przerwałam mu ostro. Materac lekko się ugiął, a po chwili poczułam jego
ciepłą dłoń na moim ramieniu.
–
Posłuchaj, ja… Ja chciałem przeprosić. To nie miało tak zabrzmieć. – westchnął
– Zgodziłem się tutaj mieszkać przez tydzień nie ze względu na Milana, a na to,
że mógłbym spędzić z tobą trochę więcej czasu. Berenika. Ej. Popatrz na mnie. –
odwrócił mnie w swoją stronę – Ja nie wiem, co się ze mną dzieje, ale od kiedy
cię poznałem… Nie mogę przestać o tobie myśleć. Już od Brazylii. – wyznał – Kiedy
cię nie ma, to usycham z tęsknoty. Brakuje mi twojego uśmiechu. Twojego
gadulstwa i zwariowania. – uśmiechnął się – Po prostu brakuje mi ciebie.
Zwariowałem. Po prostu zwariowałem. – pokręcił z niedowierzaniem głową – Mi
naprawdę na tobie zależy – zbliżył się do mnie i delikatnie potarł mój policzek
kciukiem. Poruszał nerwowo szczęką. Oparł swoje czoło o moje, po czym przymknął
oczy. Moje serce z każdą sekundą przyspieszało. Każda komórka mojego ciała
pragnęła, aby mnie pocałował, dotknął. On jednak nie zamierzał się posunąć zbyt
daleko. Wolał dmuchać na zimne.
– Dlaczego
sądziłeś, że nie myślałam o nas poważnie? – wydusiłam z siebie w końcu. Odsunął
się ode mnie i popatrzył mi w oczy.
– Bo… Po
tamtym pocałunku nie chciałaś się spotkać. Pojechałaś do Londynu, nic mi o tym
nie mówiąc.
– Przecież
dobrze wiesz, że pojechałam tam na dwa dni i to po to, żeby dowieźć Cesca na
zaręczyny.
– No tak,
teraz już wiem. Ale odczułem ostatnio, że mnie odpychałaś… Nie chciałem się
narzucać, wybacz – westchnął.
– Kiedy?
– Co
„kiedy”? – nie zrozumiał.
– Kiedy cię
odepchnęłam? – powtórzyłam.
– No na
przykład dzisiaj. Jak tańczyliśmy…
– Neymar,
tańczyliśmy, a przyglądał nam się dwuletni chłopczyk. Co, miałam się może na
jego oczach na ciebie rzucić? – zachichotałam, a piłkarz zrobił to samo.
– W sumie
racja. – przejechał dłońmi po twarzy – To co teraz? Bo wygląda na to, że
wygłupiłem się jeszcze bardziej?
– Jest po
dziesiątej, więc może po prostu chodźmy spać? – zaproponowałam.
– Ok –
odparł wesoło, wpychając mi się pod kołdrę.
– Ej, a ty
się przypadkiem nie zapomniałeś? – śmiałam się.
– A no
tak, masz rację. Na śmierć bym zapomniał. – położył dłoń na mojej talii i
pocałował kącik moich ust – Kolorowych snów. I niech ci się przyśnię – uśmiech
nie schodził mu z twarzy. Bacznie mi się
przyglądał i w końcu musnął prawie niezauważalnie moje wargi. Po chwili zrobił
to samo, tylko mocniej. Wplotłam palce w jego krótkie włosy i przysunęłam go do
siebie jeszcze bardziej. Delikatne początkowo pocałunki ustępowały z każdą
chwilą coraz to bardziej namiętnym. Zachęcająco rozchyliłam wargi i już po
chwili nasze języki oddawały się dzikiemu tańcowi. W końcu oderwaliśmy się od
siebie, głośno dysząc.
– Czy ty… –
próbował ułożyć jakieś składne zdanie – Dasz mi szansę? – zaświeciły mu się
oczy.
– A chcesz
tego?
– Jak
niczego innego na świecie.
– Bardzo?
– zaczęłam się z nim droczyć.
– O, już
ja ci zaraz pokażę jak bardzo – zaśmiał się i schował się pod kołdrę. Zaczął
całować moją szyję, a potem przerzucił się na łaskotanie. Śmiałam się jak
głupia.
–
Przestań, proszę, już, wystarczy – mówiłam. Spod kołdry wychyliła się głowa
Brazylijczyka. Uśmiechnął się uroczo i cmoknął mnie w usta.
– A dasz
mi szansę?
– A nie
uważasz, że już to zrobiłam? – zmarszczył brwi – Uwierz mi, że nie każdemu
facetowi pozwalam spać ze mną w moim łóżku, a na dodatek całować mnie –
musnęłam jego wargi. Odgarnął pasmo włosów z mojej twarzy. Na chwilę nade mną
zawisł, aby za moment opaść na posłanie obok. Przysunął się do mnie, objął w
pasie.
– No to
teraz idziemy spać, kochanie. I pamiętaj, że od teraz nie możesz śnić o nikim
innym oprócz swojego chłopaka.
– A ty
będziesz śnił o mnie?
– Z wielką
przyjemnością – wymruczał mi do ucha. Przysunął mnie do siebie jeszcze bliżej i
zasnęliśmy na tak zwaną łyżeczkę. Jako para.
Nareszcie tak długo na to czekałam <3 Oby tak dalej <3 <3
OdpowiedzUsuńSzybko next pliss <3
Iza :)
Boskie , az nie wiem co napisac ta koncowka mnie rozwalila :) poprostu pieknie :)
OdpowiedzUsuńJaki słodki <3
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następny ;)
" Wujek Ney " haha. Jak się pokłócili to myślałam, ze Twoje życie już wisi na włosku, ale jak przeczytałam resztę to już wiedziałam, że nic Ci nie grozi, haha ;D Kocham i dodawaj szybko next ;* Besos ;*
OdpowiedzUsuńHaha, ufff. Czyli dożyję do następnego rozdziału ;*
UsuńNareszcie są razem. <3 chyba lepiej być jak na razie nie może. ;D czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuńA jak lepiej być nie może, to może być...gorzej ;D
UsuńAhh <3 Najsłodszy rozdział ^^
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny ;*/Zuza
Oł tak! Oł tak! Są razem!! <3!! Wreeszcie, nie no kobieto kocham cię, wiesz?! :D <3
OdpowiedzUsuń