Obudziłam się i leniwie przeciągnęłam.
Spojrzałam na zegarek i ciężko westchnęłam. Była najwyższa pora, by wstawać.
Udałam się po cichu do łazienki, gdzie odbyłam poranną toaletę. Wykonałam
delikatny makijaż i ubrałam dresy od Marcusa Lupfera. Włosy związałam w
wysokiego kucyka, po czym wróciłam do sypialni. Brunet nadal spał. Usiadłam
ostrożnie na łóżku, dotknęłam jego włosów i cmoknęłam w policzek. W tym samym
momencie poczułam na udach rękę Brazylijczyka. Niemrawo otworzył oczy, uniósł
głowę i uroczo się uśmiechnął. Złożyłam na jego ustach szybki pocałunek.
– Dzień
dobry, kochanie – zaśmiał się.
– Dzień
dobry. Wstawaj, leniu. – klepnęłam go w ramię – Nie wiem jak ty, ale ja nie
chcę się spóźnić na wykład. Idę zrobić nam jakieś śniadanie.
W lodówce świeciły delikatne pustki. No
tak. O zakupach Piqué pamiętałam, ale o swoich to już niekoniecznie. No nic,
trzeba było improwizować. Znalazłam butelkę kefiru, więc postawiłam na
placuszki kefirowe z dżemem pomarańczowym. Gdy już kończyłam twórczy proces
przygotowywania najważniejszego posiłku dnia, mój śpiący królewicz wkroczył do
kuchni. Objął mnie w tali i ucałował w bark. Nałożyłam jedzenie i postawiłam
wielki talerz na stole. Do szklanek nalałam jeszcze świeżego soku i mogliśmy
już smakować słodkiego śniadanka.
– Nika? –
zagadnął po posiłku.
– Tak?
– Wiesz,
że my za dziesięć dni mamy kilka dni wolnego?
– No tak.
Geri coś tam wspominał. A co, stało się coś? – wytarłam ręce w ścierkę i
spojrzałam na mojego chłopaka.
– Nic
specjalnego. Ale korzystając z tej przerwy pomyślałem, że pojechałbym do domu…
– No ok,
ja nie mam z tym żadnego problemu. Przecież wiesz – uśmiechnęłam się.
– Ale nie,
Nika, ty nie rozumiesz. Mi chodzi o to, że razem pojedziemy do Brazylii –
sprostował.
– Co? Ty
sobie ze mnie żartujesz? – przyjrzałam się jego poważnej minie – Nie żartujesz…
– westchnęłam – Ney, przecież wiesz, że jestem na ostatnim roku, piszę pracę i
nie mogę sobie pozwolić na opuszczenie chociażby jednego wykładu. To nie jest
takie proste. Ja nie mogę po prostu nie pójść na zajęcia, bo nie. Muszę iść, bo
będę z tego rozliczana. A jeśli będę miała jakieś zaległości, to mogą się
uprzeć i nie dopuścić mnie do obrony. Albo odrzucić moją pracę. A uwierz mi, że
po tych wszystkich godzinach użerania się z Gerardem, naprawdę nie chciałabym
usłyszeć, że mam spróbować jeszcze raz za rok czy coś… – jęczałam.
– Czyli
co? Mam rozumieć, że jakiś tam uniwersytet jest ważniejszy ode mnie, tak? –
warknął, a spuściłam głowę – Nie no, dobrze wiedzieć, że nie jest się w
hierarchii swojej dziewczyny na pierwszym miejscu. I że ma cię ona gdzieś,
kiedy chodzi o jej wykształcenie. – złapał kurtkę – A ja głupi myślałem, że
miłość jest najważniejsza – rzucił ostrym tonem głosu i wyszedł z mieszkania,
trzaskając drzwiami.
***
W czwartek wróciłam z uczelni padnięta.
Od razu rzuciłam się na łóżko. Nie miałam na nic siły. Nie dość, że na uczelni
cisnęli, to jeszcze Júnior się do mnie nie odzywał. Po prostu pięknie. Kiedy
zadzwonił mój telefon, myślałam, że zabiję tego idiotę, Gerarda.
– Cholera
jasna, Piqué! – wydarłam się, nawet nie dając mu dojść do słowa – Czy ty masz u
mnie w mieszkaniu zamontowane jakieś kamery, że wiesz, kiedy akurat przekroczę
próg? Jestem ledwo żywa i dopiero wróciłam z wykładu, a ty mi znowu będziesz
jakimiś pierdołami głowę zawracał?! Jak tak dalej pójdzie, to zablokuję twój
numer!
– Ej, Nika,
chill…
– Jak ja
ci dam zaraz chill… – moja wypowiedź została przerwana.
– Shaki
rodzi! – krzyknął, a mnie zatkało.
– Co? –
pokręciłam głową – Ale…
– Żadne
ale. Przed chwilą dotarliśmy do szpitala. Pomyślałem, że chciałabyś…
– Jezu,
Geri, ja cię tak przepraszam. Myślałam, że znowu dzwonisz z pytaniem typu: czym
różni się mąka orkiszowa od pszennej i która bardziej brudzi ubrania. –
jęknęłam – Daj mi kwadrans. I powiedz w rejestracji… – nie zdążyłam dokończyć.
– Już
powiedziałem. Ok, ja kończę. Do zobaczenia, siostrzyczko.
Szybko ubrałam zestaw od I J Crew,
narzuciłam kurtkę i już w drodze związałam włosy w kitkę. W ekspresowym tempie
dojechałam pod szpital, w którym rodziła moja przyjaciółka. Zaraz po wejściu
powiedziano mi, w które miejsce mam się udać. Na korytarzu przywitała mnie już
pani Montserrat z Milanem na rękach. Ucałowałam dziecko w czółko i uściskałam
kobietę.
– I jak?
– Wszystko
idzie dobrze, bez komplikacji. Powinna niedługo urodzić – uśmiechnęła się,
bujając wnuka na kolanie.
– A Geri?
Poszedł tam z nią?
– Tak. O
ile mi wiadomo, jeszcze nie zemdlał – zachichotała blondynka.
– Babciu,
kiedy będę miał już braciszka? – bawił się jej włosami.
– Za kilka
godzin, jak nie szybciej – przytuliła go.
Siedziałyśmy bezczynnie i czekałyśmy na
jakąkolwiek informację. Nagle w oddali usłyszałyśmy płacz. Spojrzałyśmy na
siebie i szybko się podniosłyśmy z krzesełek. Kilka minut później z sali
wyszedł ubrany w odzież ochronną Katalończyk. Uśmiechnięty, niósł na rękach
niewielkie zawiniątko.
– Mam
drugiego syna. – cieszył się – Mamo, Nika, Milo, poznajcie najmłodszego członka
naszej rodziny. Sasha Piqué Mebarak – wypowiedział dumnie.
– Jaki on
słodki – wyszeptałam.
– Ty
wyglądałeś tak samo, synku – pogłaskała go po policzku.
– Mogę
wejść do Shaki? – zapytałam.
– Tak. W
sumie to miałem cię o to poprosić.
Założyłam to, co wręczyła mi
pielęgniarka i dzielnie wkroczyłam do „pokoju” Kolumbijki. Leżała na łóżku.
Widać było, że nieźle się namęczyła. Przyciągnęłam stołek do łóżka i na nim
usiadłam. Złapałam blondynkę za dłoń. Od razu mocniej ją ścisnęła, a na jej
ustach pojawił się szeroki uśmiech.
– Jestem
podwójną mamą.
– Dobra
robota, siostro. – wybuchłyśmy śmiechem – Swoją drogą, muszę przyznać, że macie
chyba z Gerem bardzo ściśle określone daty w swoim „kalendarzyku schadzek”.
– Czemu? –
nie rozumiała.
– No
wiesz, Milo urodził się 22 stycznia, a teraz Sasha 29 stycznia. Dokładnie
tydzień różnicy – poruszyłam zabawnie brwiami.
– I cała
nasza czwórka to wodniki. – dodała – No dobra, a kiedy to ja – wskazała palcem
na siebie – zostanę ciocią?
– Ale
czemu mnie o to pytasz? Zapytaj swojego szwagra – wzruszyłam ramionami.
– Wiesz, o
co mi chodzi… – jęknęła i spojrzała na mnie znacząco – Ty i Ney. – skrzywiłam
się – Przecież wy ze sobą już tak na poważnie. – spuściłam wzrok – Ej, Nika? Co
jest?
– Nic.
– No
przecież widzę. Słuchaj, jesteśmy rodziną, tak? – przytaknęłam – No to dajesz.
Nie powiem nic temu przerośniętemu dzieciakowi.
–
Pokłóciliśmy się. Chciał, żebym pojechała z nim do Brazylii, jak będą mieć te
kilka dni przerwy. – popatrzyłam błagalnie na kobietę – Shaki, przecież wiesz,
że ja nie mogę teraz nigdzie wyjechać. Przecież ja niedługo kończę i…
– Ciii… –
przytuliła mnie mocno – Będzie dobrze. On to na pewno zrozumie. Przemyśli i
wróci z podkulonym ogonem. A potem chcę być ciocią! – zażądała, a ja się
zaśmiałam. Ona to mnie zawsze rozbawić potrafiła. Taka przyjaciółka to skarb.
Wróciłam na korytarz, gdzie zauważyłam
śpiącego Milana. Odciążyłam jego babcię i przejęłam dwulatka. Wyciągnęłam dłoń
w kierunku jego ojca.
– Ger, daj
mi klucze od domu. Zabiorę małego i z nim zostanę – szeptałam, by nie obudzić
chłopca.
– Jesteś
wielka – dał mi buziaka w policzek i wręczył pożądany przedmiot. Narzucił mi na
ramiona kurtkę i razem z dzieckiem opuściłam mury szpitala. BMW szybko dowiozło
nas do Espluguets de Llobregat. Otworzyłam drzwi willi i natychmiast
powędrowałam na piętro, gdzie utuliłam do snu malca. Przymknęłam drzwi i
powróciłam na dół. Spotkało mnie tam niemałe zdziwienie. Przez duże okno w
przedpokoju zauważyłam, stojącego na zewnątrz chłopaka. Pomachał mi na znak,
bym otworzyła, więc tak też uczyniłam.
– Neymar?
Co ty tu robisz?
– Gerard
powiedział mi, że tu jesteś. – podszedł do mnie bardzo blisko – I znowu
zostałaś ciocią? – lekko się uśmiechnął i wpatrywał się w moje oczy.
– Tak. –
zaśmiałam się – Chłopcy dbają o to, żebym miała komu kupować prezenty.
– Berenika,
posłuchaj… – podrapał się po głowie – Ja to wszystko przemyślałem i… Masz
rację. Skoro mówisz, że nie możesz sobie pozwolić na przerwę na uczelni, to ok.
Polecimy do Brazylii na wakacjach. Co ty na to?
– No,
dobrze – odpowiedziałam nieśmiało.
– Nika?
– Tak? –
popatrzyłam mu w oczy.
– Kocham
cię. – wpił się zachłannie w moje usta – Mam coś dla ciebie – wyjął małe
pudełeczko.
– Ale,
Ney, z jakiej to okazji? – zmarszczyłam brwi.
– Bez
okazji. Po prostu chciałbym, żebyś to miała.
Otworzyłam pakunek, a w środku znalazłam
piękny złoty naszyjnik z zawieszką w kształcie przezroczystej bańki, w której
znajdowała się maleńka, zawinięta w rulonik karteczka z błękitną nitką.
Popatrzyłam na chłopaka, popukałam w kulkę i spojrzałam na niego prowokująco.
– A co tam
jest? – uniosłam wysoko brew.
– A to
jest na później. – wyszczerzył się – Jak będziesz grzeczna, to się kiedyś
dowiesz – cmoknął mnie w usta.
***
Po bardzo miłej nocy nastał wcale nie
gorszy dzień. Obudził nas wskakujący na łóżko pierworodny Katalończyka i
Kolumbijki. Ułożył się wygodnie między mną a Brazylijczykiem i uśmiechał się
szeroko. Mężczyzna złapał go pod pachami i uniósł w górę. Chłopczyk mocno się
zaśmiał, a potem słodko we mnie wtulił. Ucałowałam jego czółko i delikatnie
poczochrałam włoski.
– Co jest,
młody? – zachichotałam, widząc zachowanie malca. Podniósł główkę i popatrzył na
mnie smutnym wzrokiem – Coś się stało?
– No, bo
ja tak sobie myślałem… Sasha się niepotrzebnie urodził.
– Czemu
tak mówisz? Nie cieszysz się, że masz braciszka? – spytał Neymar.
– Nie –
fuknął.
– Nie
rozumiem. Przecież jeszcze wczoraj nie mogłeś się go doczekać. – pokiwał na
potwierdzenie – No więc? Co się zmieniło?
– No bo
teraz on jest najmłodszy i najmniejszy. I to jego wszyscy będą kochać, a o mnie
już nie będą pamiętać – oczka mu się zaszkliły.
– Milo, –
przytuliłam go mocno – nie mów tak. Nikt o tobie nie zapomni. To, że teraz w
rodzinie jest jeszcze Sasha niczego nie zmienia. – tłumaczyłam – Nikt nie
zacznie cię przez to mniej kochać.
– Jak to?
– No tak.
– pogłaskał go po pleckach mój chłopak – Jak się kogoś kocha to już na całe
życie, wiesz? Nie da się tak po prostu przestać kogoś kochać. A twoi rodzice,
dziadkowie, ciocie i wujkowie bardzo cię kochają.
– I wy
też?
– I my też
– odpowiedziałam.
– Na całe
życie mówisz? – odezwał się do mężczyzny – Wujku, a ty ciocię też tak na całe
życie kochasz?
– Tak. –
wyszczerzył się w moją stronę – Na całe życie. Nigdy nie przestanę.
– Ciociu,
a jak będziesz miała z wujkiem Neyem dzieci, to też mnie nie przestaniesz
kochać?
– Nawet
wtedy nie przestanę.
– A kiedy
będziecie mieć te dzieci? Bo już byście mogli przecież – zaczął się bawić moim
łańcuszkiem.
– No
właśnie, ciociu – zaśmiał się brunet.
–
Obiecuję, że jak tylko będę się spodziewała dziecka, to wy się dowiecie jako
pierwsi – prychnęłam.
– I
zabierzesz nas ze sobą do lekarza, żebyśmy mogli zobaczyć dzidziusia na
komputerze? – dopytywał chłopiec.
– Oj,
Milo. Jesteś taki sam jak twój tatuś, wiesz? – zachichotałam, ale on nadal się
we mnie wpatrywał, wyczekując odpowiedzi – Tak, zabiorę was. Obu. –
podkreśliłam – A teraz proszę się podnosić, przebrać i zrobić cioci śniadanie.
– A ciocia
co niby będzie robić? – uniósł brew do góry Brazylijczyk.
–
Sprzątać, wujku, sprzątać.
Po zejściu moich towarzyszy na dół,
pościeliłam najpierw łóżko w „moim” pokoju, starłam tu kurze i zamiotłam. To
samo zrobiłam też w pokoju Milanka. Wywietrzyłam również sypialnię Shaki i
Gerarda. Kiedy schodziłam po schodach, ktoś zadzwonił do drzwi. Okazało się, że
to Lionel wpadł ze swoją rodzinką w odwiedziny.
– No
siemanko. – przywitał się – Chcieliśmy wam dotrzymać towarzystwa. A poza tym
mamy wam coś do zakomunikowania.
– Nie,
błagam, tylko mi nie mów, że gdzieś wyjeżdżacie i chcecie, żebym się na pewien
czas wprowadziła do waszego domu. – jęknęłam – Ja przez was wszystkich żyję
cały czas na walizkach.
– Nie,
spokojnie. – zaśmiała się Roccuzzo – To coś zgoła innego. Nie trafiłaś. Lio? –
popatrzyła na niego znacząco.
– No mów,
bo nie wytrzymam – pospieszałam Argentyńczyka.
– No to
ten… – podrapał się po głowie i uśmiechnął uroczo – Będziesz ciocią.
– Co?! –
rzuciliśmy razem z Neymarem.
– Jestem w
ciąży – Antonella pogłaskała się czule po brzuchu.
– Kochani,
gratuluję – wyściskałam ich oboje, tak samo jak mój chłopak.
– Dbacie,
żebyśmy mieli, kogo obdarowywać prezentami – zaśmiał się Brazylijczyk.
– No Ney,
ty też musisz się postarać, bo coraz mniej w drużynie chłopaków z jednym
dzieckiem albo bez żadnego.
– Ej, nie
podpuszczaj go. – pogroziłam paluszkiem – Ja muszę najpierw skończyć studia.
– A my
musimy zapewnić przyszłość klubowi. – zaśmiał się Argentyńczyk – La Masía się
sama nie zapełni – mrugnął porozumiewawczo do kolegi z drużyny.
Cudowny rozdział. Taki wręcz sielankowy (pomijając tą maleńką sprzeczke na początku). Shaki urodziła, a zaraz znów trzeba będzie do Anto na porodówkę lecieć. I ja się też pytam kiedy będą dzieci Bereniki i Neya? ;D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny ;*
Genialny <3 niedawno rozdział wygrał Lio, a teraz udało się to Milanowi ;D Anto w ciąży! Barcelońska rodzina coraz bardziej się powiększa ^^
OdpowiedzUsuńGenialne
OdpowiedzUsuńCudo :) Nic dodać nic ująć :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie - teraz czas na dzieci Ney'a i Niki ;D rozdział świetny ;* czekam na szybką kontynuację ;) pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńZapraszam na krótki prolog oraz pierwszy rozdział mojego, nowego opowiadania! ;)
OdpowiedzUsuńhttp://jestesnaszymskarbem.blogspot.com/
Pozdrawiam :*
Cudowny! ^^
OdpowiedzUsuńTeraz już nie pozostało nic innego, jak Nika w ciąży ;3 Tylko jej brakuje malca ;D
Takiej długości rozdział, się bardzoooo dobrze czyta ;*
Czekam na kolejny ;*/Zuza