środa, 30 września 2015

Quinzè

- Cześć, siostrzyczko. Nawet nie wiesz, jak ja się za tobą stęskniłem – ucałował mnie w policzek Lionel.
- Mhm, akurat. Przyznaj, że stęskniłeś się za moją kuchnią, a nie za mną.
- I tak mnie kochasz. – wyszczerzył się – No, Ney, teraz możesz się przywitać z moją siostrzyczką – poklepał po ramieniu Brazylijczyka i usiadł naprzeciwko mnie.
- Berenika? Co ty tu…
- To samo co ty. – uśmiechnęłam się promiennie – No, może z małym wyjątkiem. Ja musiałam doprowadzić tu tego nieogarniętego Hiszpana, przez którego o mały włos nie spóźnilibyśmy się na samolot z Londynu! – wytknęłam po raz kolejny Fàbregasowi.
- Oj, nie marudź już, tylko siadaj tu między mną i Neyem – poklepał zachęcająco krzesło.
- Właśnie, - odezwała się Shaki – najważniejsze, że jesteście. Zabijesz go innym razem. A teraz siadać i jeść, bo ostygnie, a ja się tak napracowałam.
        Posłusznie zajęłam przygotowane dla mnie miejsce, uśmiechnęłam się delikatnie do siedzącego obok Brazylijczyka i zajęłam się konsumpcją. Piosenkarka przygotowała zupę krem z dyni na ostro według mojego przepisu i musiałam uznać wyższość jej wersji nad moją. Nawet piłkarze jedli ze smakiem. O Milanie i Thiago nie wspominałam, bo oni akurat to danie uwielbiali. Można powiedzieć, że stawiali je na równi z pizzą domowej roboty. Ale wracając do kolacji. Miła atmosfera udzieliła się wszystkim z wyjątkiem pana domu. Był spięty, ale ja i Cesc świetnie go rozumieliśmy, toteż co chwilę staraliśmy się go jakoś rozbawić, rozweselić. Średnio nam to wychodziło aż do czasu, kiedy na stole pojawił się deser. Na moje kolana wdrapał się mały Piqué Mebarak i zaczął grzebać widelczykiem w moim cieście. Świetnie się bawił, ale przerwał mu to odgłos znacznego, głośnego męskiego chrząknięcia. Gerard wstał, poprawił ubranie i zaczął przemowę.
- Kochani, dziękuję wam, że jesteście tu z nami i świętujecie trwałość naszego związku. To dla mnie naprawdę ważne, bo wszyscy tutaj zebrani jesteście dla mnie jak rodzina. Jedna, wielka, powalona, ale jednak rodzina, która zawsze się wspiera. – zaśmiał się perliście - Wiem, że co by się nie działo, zawsze znajdę u was pomoc. Nieważne czy chodzi o opiekę nad Milanem, zrobienie zakupów, podwózkę, przygotowanie obiadu czy przywiezienie z Londynu roztrzepanego piłkarza. Tak, Cesc, to o tobie. – śmialiśmy się wszyscy – Od 2010 roku dzielę życie z tą przepiękną Kolumbijką – popatrzył na Mebarak i kąciki jego ust uniosły się do góry – i nie wiem, co bym bez niej zrobił. Kochanie, dziękuję ci za to, że wytrzymujesz ze mną, że dajesz mi oparcie, miłość i że dałaś mi takiego słodkiego synka, a wkrótce urodzisz mi kolejnego. – popatrzył po wszystkich – Tak, kochani, zostaniemy rodzicami kolejnego chłopca. Tak więc pozycja rodziny Piqué jest w klubie niezagrożona. Prześcignęliśmy Messiego. – chichotał – No, ale teraz punkt kulminacyjny tego wystąpienia i całego wieczoru. Shaki, dobrze wiesz, że na samą kolację nie ściągałbym tutaj Fàbregasa, a tym bardziej nie angażowałbym w jego przywiezienie Bereniki. Ale chciałem, żeby byli tutaj wszyscy nasi przyjaciele. Nika, Cesc, jeszcze raz wam dziękuję za pomoc. A teraz, - wziął głęboki wdech i uklęknął przed blondynką – kocham cię najmocniej na świecie. Jesteś kobietą mojego życia i chciałbym, żebyśmy już tak oficjalnie byli pełną rodziną. – wyciągnął z kieszeni maleńkie pudełeczko – Shakiro Isabel Mebarak Ripoll, czy wyjdziesz za marnego piłkarzynę Gerarda Piqué Bernabeu? – zatrzepotał rzęsami.
- Ja… Geri… Tak. Pewnie, że za ciebie wyjdę! – wpadła w jego ramiona, a wszyscy zebrani nagrodzili parę oklaskami – Wy! – pokazała palcem na mnie i Francesca – Wiedzieliście, co on knuł i nic mi nie powiedzieliście! Ale spokojnie, już mam dla was wymyśloną karę – zaśmiała się, a my pobledliśmy.
- Ale Shaki, przecież my nic… - jąkał się mój towarzysz niedoli.
- Kochana, pamiętaj, że ja muszę jeszcze napisać pracę licencjacką i w ogóle młoda jeszcze jestem. – wypchnęłam przed siebie bruneta – Fàbregas idzie na pierwszy ogień.
- Dzięki. – mruknął – Raz się nie wygadałem i takie tego efekty. Nie no, ja się poddaję – jęczał.
- Spokojnie, nie wiecie jeszcze, co wam wymyśliłam.
- A powiesz? – denerwował się Hiszpan.
- Jako, że wy to z nim wykombinowaliście, to za karę będziecie naszymi świadkami na ślubie. I rodzicami chrzestnymi Sashy – uśmiechnęła się promiennie dotykając zaokrąglonego mocno brzucha.
- Kochana! – rzuciłam jej się w ramiona – Już myślałam, że nas na Syberię wyślesz – chichotałam.
- Na to przyjdzie jeszcze czas. Najpierw musisz mi pomóc wychować moich synków. I tych wyrośniętych bachorów też – mrugnęła do mnie i ponownie zasiedliśmy do stołu.

        Czas leciał nieubłaganie. Nawet nie zauważyłam, kiedy zrobiło się po dziewiątej. Dzieciakom zachciało się spać, toteż Messi zabrał już swoją rodzinkę do domu, a ja wzięłam na ręce Milo i zaniosłam go na górę. Umyłam go, ubrałam w piżamkę, położyłam w łóżeczku i zajęłam miejsce obok niego na posłaniu, żeby przeczytać mu bajeczkę na dobranoc. Otworzyłam lekturę, a malec wtulił się we mnie i wsłuchiwał się w kolejne wersy opowieści o Kubusiu Puchatku. Po kilku stronach chłopiec spał jak zabity. Można by rzec, że kamienny sen zdecydowanie odziedziczył po swoim ojcu. Odłożyłam książkę na stoliczek i delikatnie „odkleiłam” od siebie dziecko. Przykryłam go szczelnie kołderką i ruszyłam ku wyjściu. Stanęłam w drzwiach, oparłam się o futrynę i przyglądałam słodkiemu Hiszpanowi. Uwielbiałam synka Gerarda. Traktowałam go jak własnego siostrzeńca czy bratanka. Byłam pewna, że tak samo będzie z jego młodszym braciszkiem.
        Drgnęłam nieznacznie, kiedy poczułam dłonie na swojej talii i ciepły, miętowy oddech na szyi. Na moje usta podświadomie wkradł się uśmiech. Wtuliłam się w stojącego za mną Brazylijczyka i w dalszym ciągu obserwowałam śpioszka. Dziecko to prawdziwy cud. Nie miałam na razie w planach potomstwa, ale wiedziałam, że bez niego życie człowieka nie może być w stu procentach szczęśliwe.
- Kochasz go, co? – wyszeptał wprost do mojego ucha.
- Bardzo. Ale nie tylko jego. Jestem wdzięczna Bogu za to, że postawił tych wariatów na mojej drodze. Bez nich moje życie byłoby puste – westchnęłam, zgasiłam ledwo tlące się światło i zamknęłam drzwi od pokoju chłopczyka. Odwróciłam się przodem do piłkarza i patrzyliśmy sobie teraz prosto w oczy.
- Czemu mi nie powiedziałaś?
- Że ich znam? – przytaknął – Bo nie wiedziałam, jakbyś zareagował. Poza tym ty też nic mi nie opowiadałeś o swojej rodzinie. A oni są dla mnie właśnie jak rodzina – wzruszyłam ramionami i ruszyłam przed siebie, ale chłopak złapał mnie za rękę.
- Poczekaj. Ja… Chciałem przeprosić za tamten pocałunek. Nie powinienem był, pospieszyłem się, ale nie chcę, żeby to coś między nami popsuło. Proszę, nie skreślaj mnie.
- Wcale nie skreślam. – posłałam mu szczery uśmiech – A teraz chodź na dół, bo jeszcze Dani zacznie coś podejrzewać. Wierz lub nie, ale to moja nadworna swatka. Ile to razy próbował mi kogoś znaleźć? – zaśmiałam się.

- Na całe szczęście nikogo ci nie znalazł – uśmiechnął się figlarnie.

6 komentarzy:

  1. Cuuudny <3 i ta powaga Geriego przy zaręczynach , haha. Berenika i Ney są tacy slodcy oni muszą być razem noo. Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Brak mi slow :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wzruszyłam się przy pierwszej części. <3 Jestem w takim głupim okresie swojego życia, że dużo rzeczy mnie wzrusza, a tym bardziej zaręczyny itd.
    Berenika i Ney są naprawdę curoczy razem i popieram zdanie Neymara - dobrze, że Dani nikogo nie znalazł dziewczynie. XD
    Moje zdanie odnośnie Twojego talentu znasz ale jeszcze raz dla upewnienia: jesteś genialna. <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejuśku! Jaki cudowny rozdział <3 /Zuza

    OdpowiedzUsuń
  5. Boski :) ale troche malo Neya

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetnie to rozegrałaś ;* Czekam na następny z niecierpliwością <3

    OdpowiedzUsuń