- Cześć,
siostrzyczko. Nawet nie wiesz, jak ja się za tobą stęskniłem – ucałował mnie w
policzek Lionel.
- Mhm,
akurat. Przyznaj, że stęskniłeś się za moją kuchnią, a nie za mną.
- I tak
mnie kochasz. – wyszczerzył się – No, Ney, teraz możesz się przywitać z moją
siostrzyczką – poklepał po ramieniu Brazylijczyka i usiadł naprzeciwko mnie.
- Berenika?
Co ty tu…
- To samo
co ty. – uśmiechnęłam się promiennie – No, może z małym wyjątkiem. Ja musiałam
doprowadzić tu tego nieogarniętego Hiszpana, przez którego o mały włos nie
spóźnilibyśmy się na samolot z Londynu! – wytknęłam po raz kolejny Fàbregasowi.
- Oj, nie
marudź już, tylko siadaj tu między mną i Neyem – poklepał zachęcająco krzesło.
- Właśnie,
- odezwała się Shaki – najważniejsze, że jesteście. Zabijesz go innym razem. A
teraz siadać i jeść, bo ostygnie, a ja się tak napracowałam.
Posłusznie zajęłam przygotowane dla mnie
miejsce, uśmiechnęłam się delikatnie do siedzącego obok Brazylijczyka i zajęłam
się konsumpcją. Piosenkarka przygotowała zupę krem z dyni na ostro według
mojego przepisu i musiałam uznać wyższość jej wersji nad moją. Nawet piłkarze
jedli ze smakiem. O Milanie i Thiago nie wspominałam, bo oni akurat to danie
uwielbiali. Można powiedzieć, że stawiali je na równi z pizzą domowej roboty.
Ale wracając do kolacji. Miła atmosfera udzieliła się wszystkim z wyjątkiem
pana domu. Był spięty, ale ja i Cesc świetnie go rozumieliśmy, toteż co chwilę
staraliśmy się go jakoś rozbawić, rozweselić. Średnio nam to wychodziło aż do
czasu, kiedy na stole pojawił się deser. Na moje kolana wdrapał się mały Piqué Mebarak
i zaczął grzebać widelczykiem w moim cieście. Świetnie się bawił, ale przerwał
mu to odgłos znacznego, głośnego męskiego chrząknięcia. Gerard wstał, poprawił
ubranie i zaczął przemowę.
- Kochani,
dziękuję wam, że jesteście tu z nami i świętujecie trwałość naszego związku. To
dla mnie naprawdę ważne, bo wszyscy tutaj zebrani jesteście dla mnie jak
rodzina. Jedna, wielka, powalona, ale jednak rodzina, która zawsze się wspiera.
– zaśmiał się perliście - Wiem, że co by się nie działo, zawsze znajdę u was
pomoc. Nieważne czy chodzi o opiekę nad Milanem, zrobienie zakupów, podwózkę,
przygotowanie obiadu czy przywiezienie z Londynu roztrzepanego piłkarza. Tak,
Cesc, to o tobie. – śmialiśmy się wszyscy – Od 2010 roku dzielę życie z tą
przepiękną Kolumbijką – popatrzył na Mebarak i kąciki jego ust uniosły się do
góry – i nie wiem, co bym bez niej zrobił. Kochanie, dziękuję ci za to, że
wytrzymujesz ze mną, że dajesz mi oparcie, miłość i że dałaś mi takiego
słodkiego synka, a wkrótce urodzisz mi kolejnego. – popatrzył po wszystkich –
Tak, kochani, zostaniemy rodzicami kolejnego chłopca. Tak więc pozycja rodziny Piqué
jest w klubie niezagrożona. Prześcignęliśmy Messiego. – chichotał – No, ale
teraz punkt kulminacyjny tego wystąpienia i całego wieczoru. Shaki, dobrze
wiesz, że na samą kolację nie ściągałbym tutaj Fàbregasa, a tym bardziej nie
angażowałbym w jego przywiezienie Bereniki. Ale chciałem, żeby byli tutaj
wszyscy nasi przyjaciele. Nika, Cesc, jeszcze raz wam dziękuję za pomoc. A
teraz, - wziął głęboki wdech i uklęknął przed blondynką – kocham cię najmocniej
na świecie. Jesteś kobietą mojego życia i chciałbym, żebyśmy już tak oficjalnie
byli pełną rodziną. – wyciągnął z kieszeni maleńkie pudełeczko – Shakiro Isabel
Mebarak Ripoll, czy wyjdziesz za marnego piłkarzynę Gerarda Piqué Bernabeu? –
zatrzepotał rzęsami.
- Ja…
Geri… Tak. Pewnie, że za ciebie wyjdę! – wpadła w jego ramiona, a wszyscy
zebrani nagrodzili parę oklaskami – Wy! – pokazała palcem na mnie i Francesca –
Wiedzieliście, co on knuł i nic mi nie powiedzieliście! Ale spokojnie, już mam
dla was wymyśloną karę – zaśmiała się, a my pobledliśmy.
- Ale
Shaki, przecież my nic… - jąkał się mój towarzysz niedoli.
- Kochana,
pamiętaj, że ja muszę jeszcze napisać pracę licencjacką i w ogóle młoda jeszcze
jestem. – wypchnęłam przed siebie bruneta – Fàbregas idzie na pierwszy ogień.
- Dzięki.
– mruknął – Raz się nie wygadałem i takie tego efekty. Nie no, ja się poddaję –
jęczał.
-
Spokojnie, nie wiecie jeszcze, co wam wymyśliłam.
- A
powiesz? – denerwował się Hiszpan.
- Jako, że
wy to z nim wykombinowaliście, to za karę będziecie naszymi świadkami na
ślubie. I rodzicami chrzestnymi Sashy – uśmiechnęła się promiennie dotykając
zaokrąglonego mocno brzucha.
- Kochana!
– rzuciłam jej się w ramiona – Już myślałam, że nas na Syberię wyślesz –
chichotałam.
- Na to
przyjdzie jeszcze czas. Najpierw musisz mi pomóc wychować moich synków. I tych
wyrośniętych bachorów też – mrugnęła do mnie i ponownie zasiedliśmy do stołu.
Czas leciał nieubłaganie. Nawet nie
zauważyłam, kiedy zrobiło się po dziewiątej. Dzieciakom zachciało się spać,
toteż Messi zabrał już swoją rodzinkę do domu, a ja wzięłam na ręce Milo i
zaniosłam go na górę. Umyłam go, ubrałam w piżamkę, położyłam w łóżeczku i
zajęłam miejsce obok niego na posłaniu, żeby przeczytać mu bajeczkę na
dobranoc. Otworzyłam lekturę, a malec wtulił się we mnie i wsłuchiwał się w
kolejne wersy opowieści o Kubusiu Puchatku. Po kilku stronach chłopiec spał jak
zabity. Można by rzec, że kamienny sen zdecydowanie odziedziczył po swoim ojcu.
Odłożyłam książkę na stoliczek i delikatnie „odkleiłam” od siebie dziecko. Przykryłam
go szczelnie kołderką i ruszyłam ku wyjściu. Stanęłam w drzwiach, oparłam się o
futrynę i przyglądałam słodkiemu Hiszpanowi. Uwielbiałam synka Gerarda.
Traktowałam go jak własnego siostrzeńca czy bratanka. Byłam pewna, że tak samo
będzie z jego młodszym braciszkiem.
Drgnęłam nieznacznie, kiedy poczułam
dłonie na swojej talii i ciepły, miętowy oddech na szyi. Na moje usta
podświadomie wkradł się uśmiech. Wtuliłam się w stojącego za mną Brazylijczyka
i w dalszym ciągu obserwowałam śpioszka. Dziecko to prawdziwy cud. Nie miałam
na razie w planach potomstwa, ale wiedziałam, że bez niego życie człowieka nie
może być w stu procentach szczęśliwe.
- Kochasz
go, co? – wyszeptał wprost do mojego ucha.
- Bardzo.
Ale nie tylko jego. Jestem wdzięczna Bogu za to, że postawił tych wariatów na
mojej drodze. Bez nich moje życie byłoby puste – westchnęłam, zgasiłam ledwo
tlące się światło i zamknęłam drzwi od pokoju chłopczyka. Odwróciłam się
przodem do piłkarza i patrzyliśmy sobie teraz prosto w oczy.
- Czemu mi
nie powiedziałaś?
- Że ich
znam? – przytaknął – Bo nie wiedziałam, jakbyś zareagował. Poza tym ty też nic
mi nie opowiadałeś o swojej rodzinie. A oni są dla mnie właśnie jak rodzina –
wzruszyłam ramionami i ruszyłam przed siebie, ale chłopak złapał mnie za rękę.
-
Poczekaj. Ja… Chciałem przeprosić za tamten pocałunek. Nie powinienem był,
pospieszyłem się, ale nie chcę, żeby to coś między nami popsuło. Proszę, nie
skreślaj mnie.
- Wcale
nie skreślam. – posłałam mu szczery uśmiech – A teraz chodź na dół, bo jeszcze
Dani zacznie coś podejrzewać. Wierz lub nie, ale to moja nadworna swatka. Ile
to razy próbował mi kogoś znaleźć? – zaśmiałam się.
- Na całe
szczęście nikogo ci nie znalazł – uśmiechnął się figlarnie.
Cuuudny <3 i ta powaga Geriego przy zaręczynach , haha. Berenika i Ney są tacy slodcy oni muszą być razem noo. Pozdrawiam <3
OdpowiedzUsuńBrak mi slow :)
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się przy pierwszej części. <3 Jestem w takim głupim okresie swojego życia, że dużo rzeczy mnie wzrusza, a tym bardziej zaręczyny itd.
OdpowiedzUsuńBerenika i Ney są naprawdę curoczy razem i popieram zdanie Neymara - dobrze, że Dani nikogo nie znalazł dziewczynie. XD
Moje zdanie odnośnie Twojego talentu znasz ale jeszcze raz dla upewnienia: jesteś genialna. <3
Jejuśku! Jaki cudowny rozdział <3 /Zuza
OdpowiedzUsuńBoski :) ale troche malo Neya
OdpowiedzUsuńŚwietnie to rozegrałaś ;* Czekam na następny z niecierpliwością <3
OdpowiedzUsuń