poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Vuitè

        W końcu nadszedł 10 czerwca 2014 roku. Dzień wylotu. Moja przyjaciółka leciała z synkiem z Barcelony i miała mieć międzylądowanie w Berlinie, gdzie do nich dołączyłam i razem polecieliśmy już do São Paulo.
        Po radosnym i emocjonalnym przywitaniu na lotnisku wsiedliśmy we trójkę do samolotu. Lot był bardzo długi, ale nie nudziłyśmy się. Pomagałam Mebarak tworzyć teksty piosenek na kolejną płytę, czytałam Milowi bajki. W międzyczasie wygadałam się też, że byłam tłumaczem najnowszej książki o Dumie Katalonii, a moją towarzyszkę prawie zatkało. Niby wiedziała, że świetnie posługiwałam się katalońskim, chociaż z nią rozmawiałam po hiszpańsku. Wiedziała też, że studiowałam dziennikarstwo, ale nigdy nie pomyślała, że mogłabym tłumaczyć książki i to na dodatek o jej znajomych i przyjaciołach. Ja szybko jej wyjaśniłam, że to w sumie tak szybko się stało, ale ona i tak nie mogła wyjść z podziwu. Cieszyła się moim szczęściem i uznała, że to mogła być dla mnie dobra okazja na wybicie się. Ja jednak nie posunęłabym się tak daleko z tego typu stwierdzeniami. To raczej jednorazowa przygoda. Chociaż kto wie?
        Trzynastego czerwca ja, Shaki, Ger i Milo razem pojawiliśmy się na ceremonii otwarcia Mundialu. Czułam się trochę nieswojo, bo towarzyszyły nam tłumy paparazzi, ale cóż poradzić? Musiałam się przyzwyczaić do tego, że moi przyjaciele byli – oprócz tego, że zwykłymi kochającymi ludźmi – także osobami publicznymi.
        Zaraz po ceremonii zaczął się tak zwany mecz otwarcia. Zmierzyły się ze sobą reprezentacje Brazylii i Chorwacji. Po emocjonującej grze Canarinhos zwyciężyli 3:1, a mój przyjaciel niezmiernie się cieszył. No w końcu w spotkaniu brali udział jego kumple z klubu – Dani i Neymar Jr. Szczerze mówiąc, mnie bardziej interesowały jutrzejsze rozgrywki. W Salvadorze La Furia Roja miała się zmierzyć z Holendrami. Oczywiście miałyśmy z Mebarak zasiąść na trybunach i mocno trzymać kciuki. Jednak nasze plany nieoczekiwanie uległy zmianie.
        Jako że nie wolno nam było mieszkać w tym samym hotelu co chłopcy, to postanowiłyśmy, że obie z Milanem zajmiemy jeden wspólny apartament. Tak było wygodniej, bo przecież i tak cały wolny czas spędzałyśmy wspólnie. Jednak nad ranem obudziły mnie dziwne dźwięki dochodzące z łazienki. Zaniepokojona postanowiłam zobaczyć, co się działo.
- Shaki, wszystko w porządku? – spytałam niepewnie.
- Tak, chyba się zatrułam… - posłała mi delikatny uśmiech.
- Na pewno? Jesteś jakaś blada.
- Troszkę słabo się czuję, ale nic mi nie będzie.
- Wiesz, ja zadzwonię do Gera. Zaraz wracam – chciałam iść po telefon, ale blondynka złapała mnie za rękę.
- Nie, po co ma się stresować przed meczem? Nic mi nie jest – nalegała.
- Powiem mu, żeby się nie denerwował, ale nie przyjdziemy dzisiaj na mecz, bo ja się czymś zatrułam, a ty się uparłaś, że mnie nie zostawisz, ok?
- Ach, no ok… - wyszeptała – Ale ty tak bardzo chciałaś zobaczyć to spotkanie.
- Będzie jeszcze okazja. A poza tym ty i Milo jesteście dla mnie ważniejsi – mocno ją przytuliłam.
        Wkrótce obudził się mały Piqué. Po śniadaniu zabrałam go na spacer, żeby piosenkarka mogła odpocząć. Bądź co bądź martwiłam się o nią. Miałam dziwne wrażenie, że coś przede mną ukrywała. Że to nie był pierwszy raz, kiedy wymiotowała. Zdecydowałam, że pogadamy o tym wieczorem.
- Isabel? – zaczęłam.
- Tak?
- Od kiedy wymiotujesz?
- No jak to? Rano miałam delikatne mdłości, ale potem już było w porządku…
- Mebarak! Zbyt dobrze cię znam. – przybrałam bardzo poważny ton głosu – Ile to już trwa?
- Yh.. – westchnęła – Jakieś dwa tygodnie z przerwami.
- A jakie to dokładnie objawy?
- Mdłości, słabsze samopoczucie…
- Wiesz, ja nie chcę nic mówić, ale może powinnaś zrobić test ciążowy? Bo na zatrucie to mi to raczej nie wygląda.
- W sumie trochę mi się spóźnia, ale myślałam, że to przez stres, zmianę klimatu… Ale chyba masz rację.
- To ja zaraz wrócę.
- Dokąd lecisz o tej porze? – nie rozumiała moich zamiarów.
- Kilka ulic stąd jest całodobowa apteka. Idę po test i zaraz będziemy wszystko wiedzieć.
        Założyłam szybko na siebie zestaw od Splendid,
związałam włosy w wysokiego, nieuporządkowanego koczka, chwyciłam plecaczek i wyszłam z hotelu. Kroczyłam powoli kolejnymi uliczkami w poszukiwaniu upragnionego sklepu. Za dnia z całą pewnością szybko znalazłabym to miejsce, lecz nocą było o wiele trudniej. Chciałam się już poddać i przysiadłam na chwilę na drewnianej ławeczce, ale zreflektowałam się i z powrotem podniosłam. Zdeterminowana ruszyłam przed siebie i wypatrywałam świecącego na zielono szyldu. W końcu szczęśliwa stanęłam przed obiektem poszukiwań. Uśmiechnęłam się szeroko i weszłam do środka. Znalazłam test i szybko za niego zapłaciłam. Po wyjściu z lokalu niestety uśmiech zszedł z mojej twarzy. Przed budynkiem kręciła się grupka chłopaków, którzy byli - lekko mówiąc – podpici i hałaśliwi. Nigdy nie lubiłam tego typu sytuacji, bo najzwyczajniej w świecie bałam się tego, co mogli wymyślić. Na całe szczęście nic nigdy z takiej sytuacji nie wyniknęło. Aż do teraz…
- Ej, ślicznotko, a co ty tak sama nocą chodzisz, co? – zaczęli iść w moją stronę.
- Może szuka faceta? – zaśmiał się jeden.
- No, jeśli tak, to ja jestem jak najbardziej za. – rzucił najwyższy z nich – To jak, maleńka? Dasz się zaprosić w jakieś ustronne miejsce?
- Nie – burknęłam.
- Ok, rozumiem. – pociągnął mnie mocno do siebie – Czyli, że wolisz z widownią. Da się zrobić, nie, panowie? – kiwnął na nich – Seks w miejscu publicznym… O, tak, tego mi trzeba. – zjechał jedną dłonią na mój pośladek i przycisnął mój brzuch do swojego wzwodu. Zaczęłam się kręcić i wyrywać, ale na marne – Uspokój się, przecież będzie ci tak samo dobrze jak mnie. Jestem dobry w te klocki – zaczął podnosić moją koszulkę i wpychać pod nią łapska, a jego kumple wygodnie rozsiedli się na ławce naprzeciwko nas oraz bacznie się przyglądali. Jeden z nich nawet wsadził sobie rękę w spodnie i sam robił sobie dobrze. Byli obleśni! Nie krzyczałam, bo wiedziałam, że to i tak nie przyniesie efektu, a co najwyżej ich rozgniewa. Jedyne na co się zdobyłam, to kręcenie się i próbowanie wyrwania się z tych jego łapsk. Było ciemno, więc nawet nie miałam szansy dojrzeć twarzy mężczyzny. A może to i lepiej? Byłam już przygotowana na to, co się miało stać. Łza spłynęła po moim policzku, ale na tym się skończyło. Nagle poczułam…wolność. Otworzyłam oczy. Facet został przez kogoś odciągnięty i dostał w mordę.
- Zapamiętaj sobie, że jak musisz do czegokolwiek zmuszać kobietę, to znaczy, że nie jesteś facetem. A jak wyrządzasz komuś krzywdę, to nie masz prawa nazywać się Brazylijczykiem. – syknął do niego średniego wzrostu mężczyzna w krótkich spodenkach i szarej bluzie, od której kaptur znajdował się na jego głowie. Cała grupka patrzyła na niego oniemiała. Chyba go znali. Przynajmniej tak to wyglądało. Mój wybawca podszedł do mnie i lekko chwycił za dłoń, po czym pociągnął za sobą – Życie ci nie miłe, że szlajasz się nocą po jednej z gorszych dzielnic Salwadoru? – nawet na mnie nie spojrzał.
- Ja… - dalej byłam roztrzęsiona, ale powoli się uspokajałam – To… Ja tylko… Potrzebowałam apteki… Nie wiedziałam, że…
- Nie jesteś tutejsza, prawda? – westchnął – Ale zapamiętaj, żeby nie chodzić nocą po nieznanych miejscach, dobrze? Zwłaszcza w Brazylii. Tu jest dosyć niebezpiecznie. Zwłaszcza dla przyjezdnych kobiet. – zatrzymał się przy białym Audi – Wsiadaj – otworzył przede mną drzwi.
- Co? – zmarszczyłam brwi.
- Słuchaj, nie mam zamiaru znowu cię wyciągać z rąk jakichś napalonych idiotów, a już tym bardziej nie mam zamiaru czytać jutro w gazecie, że zgwałcili jakąś turystkę, ok? – zirytował się – Po prostu bądź tak miła i powiedz mi, gdzie mieszkasz, to cię tam odwiozę, a potem z czystym sumieniem pojadę do siebie.
- „Pestana Convento do Carmo” przy Rua…
- Wiem, gdzie to jest. – przerwał mi – Wsiadasz czy mam cię tam siłą wepchnąć? – kiwnął w stronę pojazdu.
- A jaką mam pewność, że ty nie jesteś taki sam jak tamci, co? Że też nie chcesz mnie… - urwałam w pół zdania i przełknęłam wielką gulę, zalegającą w moim przełyku. Nadal nie widziałam jego twarzy spowitej w mroku.
- Bo cię przed tamtym oblechem uratowałem? – nie odpowiadałam i się nie ruszałam, więc kontynuował – Co? Myślisz, że zrobiłem to, żeby mieć cię dla siebie? – prychnął – Posłuchaj, - zbliżył się do mnie – mi naprawdę nie sprawia przyjemności, kiedy muszę zmuszać dziewczynę do tego, żeby poszła ze mną do łóżka. A już tym bardziej nie posunąłbym się do zrobienia tego siłą. Jeśli sama byś chciała, to powiedziałbym, że czemu nie? Ale widzę, że w tej chwili marzysz tylko o tym, żeby znaleźć się w tym pieprzonym hotelu. Zapewne ze swoim facetem. Więc wsiadaj do auta i nie traćmy czasu na bezsensowne rozmowy – kiwnęłam lekko głową, a następnie wykonałam jego polecenie. Zapięłam pas i poczułam, jak włączaliśmy się powoli do ruchu.
- Nie jestem tu z facetem – wyszeptałam.
- Co? – zerknął na mnie, ale nadal nie widziałam jego twarzy. Kaptur i full cap skutecznie mi to utrudniały. Jednak miałam wrażenie, że już go kiedyś gdzieś widziałam – Zwariowałaś? Przyjechałaś do Salwadoru sama?!
- Nie krzycz na mnie! – oburzyłam się – Nie sama tylko z przyjaciółką i jej dzieckiem.
- No, jeszcze lepiej! Czy wy nie myślicie w ogóle? Po jaką cholerę tu przyjechałyście?
- Na Mistrzostwa Świata. – rzuciłam nieśmiało – Jej partner jest pił… – powiedziałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Zacisnął palce mocniej na kierownicy i próbował się opanować.
- Posłuchaj… - westchnął głośno – Po prostu nie wychodźcie nigdzie same jak się już zaczyna ściemniać, dobrze? To nie jest zbyt bezpieczne miejsce.
- W porządku. – zatrzymał się tuż przed moim hotelem, ale dalej się nie ruszyłam – Dziękuję. Gdyby nie ty…
- Nie myśl o tym. – dotknął mojej dłoni, a przez ciało przeszły mi ciarki – Zjawiłem się i wszystko jest dobrze, prawda? – w jego głosie słychać było troskę.
- Tak. – uśmiechnęłam się – Dziękuję. Za podwózkę też. Głupio się przyznać, ale ja nawet nie miałam pojęcia, jak wrócić spod tamtej apteki – zarumieniłam się. Całe szczęście, że było ciemno.
- Czyli na coś się przydałem – próbował rozładować napiętą atmosferę, lecz jego dłoń nadal leżała na mojej.
- Powiesz mi, jak się nazywasz?
- Myślę, że to ci do szczęścia nie jest potrzebne – odsunął się.
- Chciałabym znać imię mężczyzny, który mnie uratował.
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo  wtedy będziesz mnie kojarzyła z tą nieprzyjemną sytuacją. A tego bardzo bym nie chciał.
- Ale…
- Jeszcze się kiedyś spotkamy.
- W takim razie, do zobaczenia – rzuciłam na odchodne i wysiadłam z samochodu tajemniczego nieznajomego.
        Po kwadransie siedziałyśmy na moim łóżku i odliczałyśmy czas. Jeszcze minuta… Shakira cały czas nerwowo poruszała nogami. Widać było, że się denerwowała. Timer zadzwonił, ale ona się nie ruszyła z miejsca.
- Mogłabyś? – zapytała z nadzieją w głosie.
- Pewnie. – poklepałam ją po ramieniu i poszłam do łazienki – No już, uspokój się.
- I co?
- Nie wiem, nie popatrzyłam. Ty powinnaś wiedzieć pierwsza – podałam jej plastikowy przedmiot.
- Dwie kreski. Jestem w ciąży! – krzyknęła uradowana.
- Tak się cieszę! – skakałyśmy w kółko ze szczęścia. Nie mogłyśmy się uspokoić. Chciałam, żeby zadzwoniła do Gerarda, ale ona powiedziała, że powie mu to prosto w oczy, po zakończeniu fazy grupowej, kiedy będą mogli się spotkać.

        Położyłam się w wielkim łóżku, lecz nie mogłam zasnąć. Cały czas miałam przed oczami pewnego mężczyznę. Ale nie tego, który mnie napastował, a tego, który mnie uratował oraz odwiózł. Wydał mi się jakiś znajomy. Te krótkie spodenki, luźna bluza z kapturem, full cap z napisem. Moment, co tam było napisane? Przez chwilę w blasku świateł policyjnych udało mi się dostrzec to hasło. Moment… To było coś takiego… Em… „TOISS”. Już gdzieś to słyszałam. I widziałam gdzieś taką czapkę. No tak! Widziałam ją u Rafaelli Beckran. Ale moment… Czy to znaczyło, że… O, cholera! Czy ten mężczyzna to mógł być jej brat?!

6 komentarzy:

  1. Boski! <3
    Wreszcie Ney ^^
    Czekam na kolejny! ;*/Zuza

    OdpowiedzUsuń
  2. W końcu jest Ney <3
    Szybko next :)
    Iza ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Huhuuu :D Bosko :D Czekam na next ;* /nat

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny <3 dam se ręce uciąć, że to był Neymar. ( tylko żeby serio to był on, bo nie miałabym czym pisać moich wypocin ani jak komentować twoje dzieła :D ) umililas mi wieczór, a raczej noc ;3 czekam na kontynuację i dobranoc :* ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny <3 gdyby nie Neymar, bo to był na pewno Neymar to co by się wydarzyło.. Wolę o tym nie myśleć.. Czekam na kolejne spotkanie tej dwójki ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak ja kocham to opowiadanie!! ❤ Neymar bohater! Gdyby się tam nie pojawił...Lepiej nawet o tym nie myśleć. Rewelacyjny rozdział! Do następnego! :)

    OdpowiedzUsuń