Siedziałam na kanapie w salonie Cesca i
czekałam, aż jaśnie pan znajdzie dla mnie koszulkę. Uparł się jak jakiś osioł,
że muszę się pojawić na meczu w odzieniu z jego nazwiskiem. Jakby nie
wystarczyło mu, że w ogóle przyjechałam.
Ale nie tylko mecz Chelsea był powodem mojej obecności w Londynie. Po
pierwsze stęskniłam się za moim braciszkiem, a po drugie dostałam bojowe
zadanie sprowadzenia go na czas do Barcelony. Gerard planował niespodziankę dla
swojej partnerki i musieliśmy się tam wszyscy stawić na kolacji. Nie mogło więc
zabraknąć odwiecznego przyjaciela stopera jeszcze z czasów La Masíi, czyli
Fabsa. A że Hiszpan do najbardziej ogarniętych raczej nie należał, musiałam
zadbać o to, że nie pomiesza dat, ani godzin i na czas zjawi się w willi Piqué.
- Dobra,
mam, zakładaj i się zbieramy, bo Mourinho mi łeb urwie – wysapał, opadając na
siedzisko i jednocześnie rzucając we mnie skrawkiem materiału.
Szybko zdjęłam luźną bluzę i założyłam
niebieski T-shirt. Okręciłam się dookoła, prezentując się tym samym piłkarzowi,
który szeroko się uśmiechnął. Wstał, objął mnie opiekuńczo ramieniem i
wyszliśmy z domu. Droga na stadion nie zajęła nam zbyt wiele czasu. Już po
niecałym kwadransie parkowaliśmy przed sporą budowlą. Kroczyliśmy chłodnym
korytarzem, aż nasze drogi się rozeszły. Brunet wskazał mi kierunek na trybuny,
a sam udał się do szatni. Stadion był jeszcze prawie pusty. Usiadłam na
przeznaczonym dla mnie krzesełku i wyjęłam telefon. Przejrzałam newsy na
Facebooku, Instagramie i Twitterze. Zadzwoniłam do Gerarda i zapewniłam go, że
mamy bilety na jutrzejszy samolot i według planu powinniśmy o 18:00 wylądować
na El Prat. Później mieliśmy się szybko udać do mojego mieszkania, przebrać i
przyjechać do nich. Musiałam przyznać, że jeszcze nigdy w życiu nie widziałam,
żeby Piqué był tak zdenerwowany. Z całego serca starał się, żeby niespodzianka spodobała
się piosenkarce. Para obchodziła rocznicę i postanowiła z tej okazji wydać
kolację dla przyjaciół. Shaki zaprosiła mnie, Anto, Zarę, Izzy – koleżankę ze
studia, a także piłkarzy, z którymi byli zżyci najbardziej. Potem Geri dzwonił
do nich jeszcze raz z prośbą, by ubrali się elegancko – Kolumbijka jednak nie
miała o tym pojęcia. Szykowało się coś niezwykłego. Wtajemniczona w jego plan
byłam tylko ja i Cesc. Musieliśmy trzymać się na baczności i uważać na słowa,
żeby się przypadkiem nie wygadać. Wtedy pewnie skończylibyśmy jako ofiary
słynnego obrońcy najlepszej drużyny na świecie…
Siedziałam na trybunach i po raz setny
przeklinałam gracza z numerem czwartym, że załatwił mi miejscówkę z tak
świetnym widokiem. Trzęsłam nerwowo nogą, ilekroć mój przyjaciel był faulowany,
a ku mojemu niezadowoleniu, działo się to bardzo często. Całe szczęście, że za
każdym razem dzielnie się podnosił z murawy i posyłał w moją stronę
pocieszający uśmiech w komunikacie, że wszystko w porządku. Odetchnęłam z ulgą,
kiedy sędzia zakończył pierwszą część spotkania. Piłkarze zeszli z murawy, z
głośników sączyła się muzyka, część ludzi ruszyła się z miejsc zapewne w celu
zakupienia picia bądź jakiejś przekąski. Ja natomiast zostałam i sprawdziłam, czy
nikt się do mnie przez te czterdzieści pięć minut nie dobijał. Ledwo wyjęłam z
kieszeni komórkę i wtem jak na zawołanie odezwał się mój dzwonek. Na ekranie
pojawiło się zdjęcie przystojnego bruneta. Uśmiechnęłam się sama do siebie i
szybko odebrałam połączenie.
- Halo?
- Hej,
Nika, co słychać? – zapytał seksownie zachrypniętym głosem.
- A w
sumie to nic takiego. A u ciebie?
- Też nic.
Siedzę sobie w domu i się nudzę. – zaśmiał się – Może byśmy sobie gdzieś
wyskoczyli? Co ty na to?
-
Proponujesz randkę? – droczyłam się z nim.
- A jeśli
tak, to co? Zgadzasz się? – w jego głosie dało się wyczuć nadzieję.
- Przykro
mi, ale niestety nie mogę się z tobą spotkać – odrzekłam ze smutkiem.
- Ale już
tak długo się nie widzieliśmy…
- Całe
cztery dni – zachichotałam.
- No
przecież mówię. – odpowiedział tym samym – To może jednak zmienisz zdanie? Za
kwadrans byłbym u ciebie – kusił.
- Wątpię,
że moglibyśmy się spotkać za kwadrans.
- Czemu? –
nie krył zdziwienia.
- Bo
siedzę właśnie na trybunach Stamford Bridge i czekam na drugą połowę meczu.
- Że co??
Jak? Co ty tam niby robisz?
-
Przyjechałam na prośbę przyjaciela. Nie mogłam mu odmówić. No i tak sobie
właśnie siedzę w Londynie – ciągnęłam.
- Nie, nie
wierzę ci. – zamilknął na chwilę – Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę.
- Ok,
zaraz wyślę ci zdjęcie. A teraz kończę, bo wchodzą już na murawę. Pa, Ney.
Rozłączyłam się, odwróciłam tyłem do
boiska i zrobiłam selfie, które wysłałam Brazylijczykowi, a następnie dodałam
na Insta z podpisem: „#4 #stamford”. Fabsiu będzie zachwycony.
***
- Fàbregas,
do cholery, ile można układać włosy?! – wydarłam się na Hiszpana – Przecież jak
się spóźnimy, to Gerard nas zabije!
- Nie
panikuj – wyszczerzył się.
- Wybacz,
ale ja chcę jeszcze trochę pożyć. Już, bierz pokrowiec z garniturem i lecimy na
lotnisko.
Pędziliśmy, nie zważając zbytnio na
przepisy. Byłam prawie pewna, że przez tego idiotę się spóźnimy. Jak ja się
potem wytłumaczę? Przecież pojechałam do Anglii właśnie po to, żeby coś takiego
nie miało miejsca. Szybko wysiadłam z auta, złapałam za rękę przyjaciela i
pociągnęłam go w kierunku odprawy. Zdążyliśmy w ostatniej chwili…
Neymar
Było mi przykro, kiedy Berenika nie
chciała się ze mną spotkać. Od czasu tamtego pocałunku niechętnie się odzywała,
więc nie uwierzyłem jej, kiedy powiedziała, że jest w Londynie. Myślałem, że to
kolejna wymówka, ale na szczęście myliłem się. Ona naprawdę była na meczu
Chelsea. Jednak nie mogłem pojąć po co. Przecież była culé. A ten „przyjaciel”?
Może po prostu to on był kibicem Chelsea, a ona była w nim zakochana i dlatego
tam pojechała? Te przeróżne myśli nie dawały mi spokoju. Nie byłbym chyba w
stanie zaakceptować faktu, że się z kim spotykała albo była w związku. Świetnie
się przy niej czułem, bardzo mi się podobała, a kiedy znikała – marniałem w
oczach. Jeśli to jest miłość, to chyba wpadłem po uszy…
Musiałem jednak przełożyć przemyślenia
na temat Polki na inny termin, bo nadszedł czas, aby się szykować. Założyłem
grafitowy, szyty na miarę garnitur, do którego dobrałem kremową koszulę. Górny
guzik zostawiłem rozpięty i postanowiłem nie zakładać krawata. Kolacja miała
być elegancka, ale przecież nie był to pogrzeb, ani ślub, więc takie akcesoria
nie były chyba potrzebne. Zapiąłem na nadgarstku srebrny zegarek, popsikałem
się perfumami, wziąłem zapakowane wino, kluczyki i wyruszyłem w kierunku willi
Gerarda.
W drzwiach przywitała mnie pani domu
wraz ze swoim synkiem. Chłopczyk przytulił się do mnie i pobiegł z powrotem do
salonu na dywan, gdzie siedział też Thiago. W domu znajdowało się już kilka
osób. Była Antonella z Leo, był Dani, Javier, Luis, Iniesta i Busquets.
Przywitałem się ze wszystkimi, a chwilę później Ger ogłosił, że czekamy jeszcze
tylko na spóźnialskich z Londynu. Nie wiedziałem o kim mowa, ale też nie
pytałem, bo po co? I tak się przecież dowiem, prawda?
Korzystając ze sposobności wyszedłem na
patio i zapatrzyłem się w dal, rozmyślając o mojej… Moment, jakiej mojej? Ona
nie była moja. Ale bardzo bym chciał, żeby było inaczej.
- Coś się
tak zamyślił? – klepnął mnie po plecach Messi i oparł się o barierkę tuż obok.
- A tak
jakoś…
-
Dziewczyna?
- Tak –
przytaknąłem.
- No to
opowiadaj. Czasem lepiej coś z siebie wyrzucić. Obiecuję, że będę dyskretny –
posłał mi serdeczny uśmiech.
- Kiedyś
wpadliśmy na siebie przez przypadek w Salwadorze, podczas Mistrzostw Świata.
Ale tak naprawdę poznałem ją jakieś trzy miesiące temu po jednym z naszych
meczów. Odwiozłem ją do domu, bo było już późno i nie chciałem, żeby się
błąkała po nocy po Barcelonie. No i tak od słowa do słowa się zakumplowaliśmy.
Ona mi od razu wpadła w oko. Wiesz, śliczna brunetka, szczupła, z pięknymi
oczami. Była intrygująca. Wychodziliśmy razem kilka razy i wszystko szło
dobrze, gdyby nie moja głupota. – przyjaciel popatrzył na mnie ze zdziwieniem,
więc kontynuowałem – Podczas jednego z
naszych wyjść nie wytrzymałem. Pocałowałem ją.
- I co? –
ciekawił się.
- To że od
tamtej pory jej nie widziałem. Wcześniej widywaliśmy się codziennie. Niby
rozmawiamy ze sobą, piszemy, ale to nie to samo. Chyba ją nastraszyłem.
Chciałem ją zabrać wczoraj na randkę, ale powiedziała, że nie może, bo jest w
Londynie. Nie wierzyłem jej, ale okazało się, że faktycznie była na meczu
Chelsea. Z jakimś przyjacielem. – wetchnąłem – Stary, a jak ona ma faceta?
Wygłupiłem się. Boję się, że już nigdy jej nie spotkam – schowałem twarz w
dłoniach. Nie chciałem wierzyć w to, co powiedziałem, ale taka była prawda.
Mogłem bezpowrotnie stracić Berenikę.
-
Poczekaj… - zaczął Argentyńczyk, jakby się nad czymś zastanawiał – Ta twoja
brunetka ma na imię Berenika i ma taki charakterystyczny tatuaż na lewym
nadgarstku?
- No… Tak.
Ale skąd ty wiesz?
-
Ciocia!!!!!! – doszedł nas radosny okrzyk Milana. Najwidoczniej ostatni goście
już przybyli.
- Zaraz
sam zobaczysz. Spotkasz ją, uwierz mi. I to bardzo, ale to bardzo szybko. – uśmiechnął się
tajemniczo - A teraz chodź, bo najważniejsi goście już przyjechali.
- A co to
właściwie za ludzie? – zapytałem.
- Fàbregas
i nasza przyjaciółka. Jest dla mnie, Cesca, Gera i Puyola jak rodzona siostra –
odparł radośnie i wkroczył do salonu.
Przywitałem się z przybyłym Hiszpanem, którego
Piqué ochrzaniał za spóźnienie. Dojścia do kobiety na razie nie było, bo
została „zaatakowana” przez Thiago i Milana. Lio szepnął mi na ucho, że chłopcy
ją uwielbiają. Kiedy Roccuzzo posadziła swojego synka na krześle, brunetka
wzięła na ręce małego Piqué i obróciła się w moją stronę, idąc ku zastawionemu
stołowi. Nie wierzyłem własnym oczom.
***
Kolejny długi. :)
I ostrzegam, że to nie koniec takich rozdziałów!
Boooski! <3 Chociaż troche rozweseliłam sie po meczu.. ahh 4:1 to raczej niezbyt zadowalający wynik... ;cc Ale wierze, że się podniosą i znowu wylądują na pierwszym miejscu w tabeli! A jeśli chodzi o następne rozdziały to mam nadzieje, że wszystkie już takie będą, bo będą prawda? :D Pozdrawiam <3
OdpowiedzUsuńCzy wszystkie? Nie mogę niczego obiecać. ;*
UsuńIm dłuższy tym lepszy ;) :D Czekam na next ;* /nat
OdpowiedzUsuńBoskie :) Dawaj next :)
OdpowiedzUsuńCudownie rozpoczęty dzień. Nie ma chyba nic lepszego od przeczytania na "dzień dobry" kolejnej części tego wspaniałego opowiadania.
OdpowiedzUsuńPrzez chwilę szkoda było mi Neymarka bo tak się biedaczek zamartwiał, że już więcej nie zobaczy Berci. Ale niech no chwilę chłopak poczeka. Jestem ciekawa jaka będzie ich kolejna rozmowa, jak Berenika wytłumaczy mu się z takich przyjaciół.
Czekam na kolejny, ;*
No to w takim razie musisz przeczytać kolejny rozdział, który już wkrótce. ;*
UsuńCudowny! <3
OdpowiedzUsuńJak dla mnie to tylko takie długie możesz pisać :* /Zuza