środa, 9 września 2015

Onzè

        Nazajutrz z samego rana zabrałam walizkę, po raz ostatni posprawdzałam, czy aby wszystko wyłączyłam, spojrzałam na moje mieszkanko, głośno westchnęłam i udałam się na lotnisko. Tęskno patrzyłam w szyby. Wiedziałam, że trudno będzie mi się rozstać z Polską i rodziną, ale nie wiedziałam, że aż tak. Miałam jednak nadzieję, że to się szybko zmieni. Nie mogłam się doczekać spotkania z przyjaciółmi. A właśnie! Cesc. Szybko wyciągnęłam komórkę i wybrałam numer czwarty na szybkim wybieraniu. Usłyszałam w słuchawce wesolutki głos.
- Hej, Nika!
- Cześć, Fabsiu. Co słychać?
- A u mnie wszystko w jak najlepszym porządku. A co tam u mojej kochanej Polki?
- Okay. Właśnie chciała cię zapytać, czy nie miałbyś może ochoty odebrać jej z lotniska za jakieś… cztery godziny? – zapytałam słodkim głosikiem.
- Co proszę? – prawie się zakrztusił – Żartujesz sobie?
- Nie, jestem całkiem poważna. Właśnie siedzę sobie na lotnisku w Gdańsku. Zaraz lecę do Berlina, a stamtąd prosto do was.
- I dopiero teraz mi o tym mówisz?
- Poprosiłabym Zarę, ale jest w pracy, a chciałabym jej zrobić niespodziankę. To jak? Mogę liczyć na najlepszego środkowego pomocnika na świecie?
- Będę czekał, Słońce.
- To do zobaczenia! – rozłączyłam się i poszłam w kierunku bramki, bo komunikat wzywał do wejścia na pokład.
        Koło godziny trzynastej byłam już na El Prat. Szłam przed siebie pewnym krokiem. W oddali zauważyłam mojego przyjaciela. Szczerzył się jak głupi do sera. Nie miałam pojęcia dlaczego. Jednak, kiedy podeszłam bliżej, ucałował mnie w policzek i wręczył bukiecik herbacianych goździków.
- Nigdy więcej mi tak nie rób, rozumiesz? Cały ranek latałem jak opętany, bo nie wiedziałem, w co włożyć ręce. Przecież potrzeba czasu, żeby przygotować się na przyjazd przyjaciółki – marudził.
- Cesc, spokojnie. Zrobiłam tak, bo właśnie nie chciałam, żebyś panikował. A poza tym jesteśmy jak rodzeństwo, więc po jaką cholerę się przygotowywać na wizyty? – posłałam mu najsłodszy z moich uśmiechów.
- Mhm. I mówi to panna perfekcyjna. – pacnęłam go delikatnie w ramię – Dobra, spadamy stąd, bo jeszcze nam tylko paparazzich brakuje.
- I tych nagłówków: „Fàbregas ma nową dziewczynę”, „Kim jest tajemnicza brunetka?”, „Czy to coś poważniejszego niż ostatnim razem?”.
        Oboje parsknęliśmy śmiechem. Wiedzieliśmy, do czego zdolne były tabloidy i się tym zupełnie nie przejmowaliśmy. Ja już jakiś czas temu nabrałam do tego dystansu. Wiedziałam, że to o czym pisali, często mijało się z prawdą – jeśli nie najczęściej.
        Pojechaliśmy do domu piłkarza. Widok, jaki tam zastałam, wielce mnie zaskoczył. Otóż mój przyjaciel przygotował dla nas pyszny obiad.
- No tego, to ja się po tobie nie spodziewałam.
- Że jestem perfekcyjnym panem domu? – uśmiechnął się łobuzersko – Siadaj, bo ci ostygnie.
- Mam nadzieję, że się nie otruję – zmrużyłam oczy.
- Możesz być spokojna.
        Po posiłku trochę posiedzieliśmy, pogadaliśmy i – jakżeby inaczej – zagraliśmy w FIFĘ. Nie byłam zbytnio zdziwiona moją przegraną. Ale musiałam to jakoś wykorzystać.
- Ej, ja się tak nie bawię – zrobiłam smutną minkę.
- Trzeba umieć przegrywać. – pokazał mi język – No dobra, jak mogę ci to wynagrodzić?
- Dobrze się składa, że pytasz, bo dzisiaj zabieram klucze do mojego mieszkania od Zary i będę potrzebowała pomocy w umeblowaniu, poukładaniu wszystkiego i takie tam…
- O, nie! To nie fair. Ty to ukartowałaś!
- Fabsiu, Słoneczko – zarzuciłam mu ręce na szyję i zatrzepotałam moimi długimi rzęsami.
- Nie kokietuj. – skarcił mnie – Pomogę. Ale ty za karę pójdziesz ze mną na trening.
- Z wielką chęcią. – dałam mu buziaka w policzek – A teraz się zbieraj, bo moja kuzynka zaraz wraca do domu.
        Pojechaliśmy do Esplugues de Llobregat. Kiedy zauważyłam nadchodzącego rudzielca, wysiadłam z auta i pobiegłam w jej stronę. Dziewczyna stanęła jak wryta. Nie miała pojęcia, co się działo. Dopiero po chwili zaczęła skakać jak głupia i piszczeć z radości. Fabs stał z tyłu i bacznie nam się przyglądał, kręcąc przy tym głową.
- Skąd ty się tu wzięłaś?
- Mówiłam przecież, że przyjadę w sierpniu – odgarnęłam jej z twarzy niesforny kosmyk.
- No tak, ale nie mówiłaś dokładnie kiedy. – spojrzała na piłkarza – Czemu mi nic nie powiedziałeś?
- Ej, ja sam dowiedziałem się dziś rano. Nie patrz tak na mnie – uniósł ręce w geście obronnym.
- Dobra, skończcie już. Masz klucze do mojego mieszkanka? – zapytałam się kuzynki.
- Tak, proszę.
- Co wy na to, żeby pojechać i je zobaczyć? – zaproponowałam, a oni się zgodzili.
        Lokal znajdował się kawałek od uczelni, w dosyć spokojnej i ładnej okolicy. Samo mieszkanie nie było może ogromne, ale też i nie małe. Cztery pokoje, kuchnia, łazienka, taras. Urządzone nowocześnie i z wyczuciem, choć pewnie i tak coś poprzestawiam po swojemu.
        Moja najukochańsza na świecie kuzynka już wszystko przygotowała na mój przyjazd. Nic tylko się wprowadzać. W garderobie było wszystko ładnie poukładane, pozawieszane tak jak lubiłam. Zara kupiła nawet moje ulubione storczyki.
        Cesc zawiózł mnie do sklepu, żebym mogła zrobić jakieś zakupy, bo w końcu coś musiałam jeść, nieprawdaż? Uwinęłam się w miarę szybko, więc postanowiłam zaprosić piłkarza na kolację. Co jak co, ale jemu nie trzeba było powtarzać dwa razy. Był łakomczuszkiem.
- Hej, Fabsiu, co się dzieje? Czemu jesteś taki smutny? – zapytałam, czochrając włosy przyjaciela – Myślałam, że ucieszysz się z mojego przyjazdu…
- Cieszę się, że przyjechałaś, ale nadal mam żal, że nie powiedziałaś mi o przeprowadzce od razu – wyznał.
- Chciałam zrobić wam niespodziankę.
- Tak. Taką niespodziankę, że ja o niczym nie wiedziałem i podpisałem kontrakt z Chelsea! – zdenerwował się.
- Cesc, uspokój się. To niczego nie zmieni.
- Gdybym wiedział wcześniej, nie zgodziłbym się na transfer. Zostałbym w Barcelonie do końca kontraktu. Wspierałbym cię…
- Przecież nie zostaję tu sama. Jest Geri, Shaki, Lio, Anto, Carles, Zara no i maluchy oczywiście – przytuliłam go mocno.
- Nika, wiesz, że kocham cię jak rodzoną siostrę? – cmoknął mnie w czoło.
- Ja ciebie też, braciszku.
- A możesz mi coś obiecać?
- A co takiego? – zapytałam, nie ukrywając ciekawości.
- Obiecaj mi, że będziesz mnie odwiedzać w Londynie – prawie, że błagał.
- Obiecuję. Ale nie oczekuj, że założę tą paskudną koszulkę – zaśmiałam się.
- Spokojnie. Załatwię ci zwykłą, ale z moim nazwiskiem. Dobra, to ja się już będę zbierał. I ty też już lepiej idź spać.
- Czemu? Nie mów mi teraz, że będziesz mnie kontrolował!
- Przyjdę po ciebie o 9:00 i razem pójdziemy na trening chłopaków. Niektórzy mają jeszcze wolne, ale Carles się bardzo ucieszy. Pa, Słońce – dał mi buziaka w policzek i wyszedł.


4 komentarze:

  1. Barcelono witaj. Super, a Fabsiu jest naprawdę cudowny i wprost go tutaj uwielbiam. <3
    Czekam na następny. ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. No i wreszcie Barcelona! <3 Jejku Fabs jest boski, sama chciałabym takiego brata <3 No to nie pozostało mi nic jak czekać na kolejny (który mam nadzieje szybko się pojawi <3)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham !!! Czekam z niecierpliwością na następny ;*

    OdpowiedzUsuń