Nazajutrz z samego rana zabrałam
walizkę, po raz ostatni posprawdzałam, czy aby wszystko wyłączyłam, spojrzałam
na moje mieszkanko, głośno westchnęłam i udałam się na lotnisko. Tęskno
patrzyłam w szyby. Wiedziałam, że trudno będzie mi się rozstać z Polską i
rodziną, ale nie wiedziałam, że aż tak. Miałam jednak nadzieję, że to się
szybko zmieni. Nie mogłam się doczekać spotkania z przyjaciółmi. A właśnie!
Cesc. Szybko wyciągnęłam komórkę i wybrałam numer czwarty na szybkim
wybieraniu. Usłyszałam w słuchawce wesolutki głos.
- Hej,
Nika!
- Cześć,
Fabsiu. Co słychać?
- A u mnie
wszystko w jak najlepszym porządku. A co tam u mojej kochanej Polki?
- Okay.
Właśnie chciała cię zapytać, czy nie miałbyś może ochoty odebrać jej z lotniska
za jakieś… cztery godziny? – zapytałam słodkim głosikiem.
- Co
proszę? – prawie się zakrztusił – Żartujesz sobie?
- Nie,
jestem całkiem poważna. Właśnie siedzę sobie na lotnisku w Gdańsku. Zaraz lecę
do Berlina, a stamtąd prosto do was.
- I
dopiero teraz mi o tym mówisz?
-
Poprosiłabym Zarę, ale jest w pracy, a chciałabym jej zrobić niespodziankę. To
jak? Mogę liczyć na najlepszego środkowego pomocnika na świecie?
- Będę
czekał, Słońce.
- To do
zobaczenia! – rozłączyłam się i poszłam w kierunku bramki, bo komunikat wzywał
do wejścia na pokład.
Koło godziny trzynastej byłam już na El
Prat. Szłam przed siebie pewnym krokiem. W oddali zauważyłam mojego
przyjaciela. Szczerzył się jak głupi do sera. Nie miałam pojęcia dlaczego.
Jednak, kiedy podeszłam bliżej, ucałował mnie w policzek i wręczył bukiecik
herbacianych goździków.
- Nigdy
więcej mi tak nie rób, rozumiesz? Cały ranek latałem jak opętany, bo nie
wiedziałem, w co włożyć ręce. Przecież potrzeba czasu, żeby przygotować się na
przyjazd przyjaciółki – marudził.
- Cesc,
spokojnie. Zrobiłam tak, bo właśnie nie chciałam, żebyś panikował. A poza tym
jesteśmy jak rodzeństwo, więc po jaką cholerę się przygotowywać na wizyty? –
posłałam mu najsłodszy z moich uśmiechów.
- Mhm. I
mówi to panna perfekcyjna. – pacnęłam go delikatnie w ramię – Dobra, spadamy
stąd, bo jeszcze nam tylko paparazzich brakuje.
- I tych
nagłówków: „Fàbregas ma nową dziewczynę”, „Kim jest tajemnicza brunetka?”, „Czy
to coś poważniejszego niż ostatnim razem?”.
Oboje parsknęliśmy śmiechem. Wiedzieliśmy,
do czego zdolne były tabloidy i się tym zupełnie nie przejmowaliśmy. Ja już
jakiś czas temu nabrałam do tego dystansu. Wiedziałam, że to o czym pisali,
często mijało się z prawdą – jeśli nie najczęściej.
Pojechaliśmy do domu piłkarza. Widok,
jaki tam zastałam, wielce mnie zaskoczył. Otóż mój przyjaciel przygotował dla
nas pyszny obiad.
- No tego,
to ja się po tobie nie spodziewałam.
- Że
jestem perfekcyjnym panem domu? – uśmiechnął się łobuzersko – Siadaj, bo ci
ostygnie.
- Mam
nadzieję, że się nie otruję – zmrużyłam oczy.
- Możesz
być spokojna.
Po posiłku trochę posiedzieliśmy,
pogadaliśmy i – jakżeby inaczej – zagraliśmy w FIFĘ. Nie byłam zbytnio
zdziwiona moją przegraną. Ale musiałam to jakoś wykorzystać.
- Ej, ja
się tak nie bawię – zrobiłam smutną minkę.
- Trzeba
umieć przegrywać. – pokazał mi język – No dobra, jak mogę ci to wynagrodzić?
- Dobrze
się składa, że pytasz, bo dzisiaj zabieram klucze do mojego mieszkania od Zary
i będę potrzebowała pomocy w umeblowaniu, poukładaniu wszystkiego i takie tam…
- O, nie!
To nie fair. Ty to ukartowałaś!
- Fabsiu,
Słoneczko – zarzuciłam mu ręce na szyję i zatrzepotałam moimi długimi rzęsami.
- Nie
kokietuj. – skarcił mnie – Pomogę. Ale ty za karę pójdziesz ze mną na trening.
- Z wielką
chęcią. – dałam mu buziaka w policzek – A teraz się zbieraj, bo moja kuzynka
zaraz wraca do domu.
Pojechaliśmy do Esplugues de Llobregat.
Kiedy zauważyłam nadchodzącego rudzielca, wysiadłam z auta i pobiegłam w jej
stronę. Dziewczyna stanęła jak wryta. Nie miała pojęcia, co się działo. Dopiero
po chwili zaczęła skakać jak głupia i piszczeć z radości. Fabs stał z tyłu i
bacznie nam się przyglądał, kręcąc przy tym głową.
- Skąd ty
się tu wzięłaś?
- Mówiłam
przecież, że przyjadę w sierpniu – odgarnęłam jej z twarzy niesforny kosmyk.
- No tak,
ale nie mówiłaś dokładnie kiedy. – spojrzała na piłkarza – Czemu mi nic nie
powiedziałeś?
- Ej, ja
sam dowiedziałem się dziś rano. Nie patrz tak na mnie – uniósł ręce w geście
obronnym.
- Dobra,
skończcie już. Masz klucze do mojego mieszkanka? – zapytałam się kuzynki.
- Tak,
proszę.
- Co wy na
to, żeby pojechać i je zobaczyć? – zaproponowałam, a oni się zgodzili.
Lokal znajdował się kawałek od uczelni,
w dosyć spokojnej i ładnej okolicy. Samo mieszkanie nie było może ogromne, ale
też i nie małe. Cztery pokoje, kuchnia, łazienka, taras. Urządzone nowocześnie
i z wyczuciem, choć pewnie i tak coś poprzestawiam po swojemu.
Moja najukochańsza na świecie kuzynka
już wszystko przygotowała na mój przyjazd. Nic tylko się wprowadzać. W
garderobie było wszystko ładnie poukładane, pozawieszane tak jak lubiłam. Zara
kupiła nawet moje ulubione storczyki.
Cesc zawiózł mnie do sklepu, żebym mogła
zrobić jakieś zakupy, bo w końcu coś musiałam jeść, nieprawdaż? Uwinęłam się w
miarę szybko, więc postanowiłam zaprosić piłkarza na kolację. Co jak co, ale
jemu nie trzeba było powtarzać dwa razy. Był łakomczuszkiem.
- Hej,
Fabsiu, co się dzieje? Czemu jesteś taki smutny? – zapytałam, czochrając włosy
przyjaciela – Myślałam, że ucieszysz się z mojego przyjazdu…
- Cieszę
się, że przyjechałaś, ale nadal mam żal, że nie powiedziałaś mi o przeprowadzce
od razu – wyznał.
- Chciałam
zrobić wam niespodziankę.
- Tak.
Taką niespodziankę, że ja o niczym nie wiedziałem i podpisałem kontrakt z
Chelsea! – zdenerwował się.
- Cesc,
uspokój się. To niczego nie zmieni.
- Gdybym
wiedział wcześniej, nie zgodziłbym się na transfer. Zostałbym w Barcelonie do
końca kontraktu. Wspierałbym cię…
- Przecież
nie zostaję tu sama. Jest Geri, Shaki, Lio, Anto, Carles, Zara no i maluchy
oczywiście – przytuliłam go mocno.
- Nika,
wiesz, że kocham cię jak rodzoną siostrę? – cmoknął mnie w czoło.
- Ja
ciebie też, braciszku.
- A możesz
mi coś obiecać?
- A co
takiego? – zapytałam, nie ukrywając ciekawości.
- Obiecaj
mi, że będziesz mnie odwiedzać w Londynie – prawie, że błagał.
-
Obiecuję. Ale nie oczekuj, że założę tą paskudną koszulkę – zaśmiałam się.
-
Spokojnie. Załatwię ci zwykłą, ale z moim nazwiskiem. Dobra, to ja się już będę
zbierał. I ty też już lepiej idź spać.
- Czemu?
Nie mów mi teraz, że będziesz mnie kontrolował!
- Przyjdę
po ciebie o 9:00 i razem pójdziemy na trening chłopaków. Niektórzy mają jeszcze
wolne, ale Carles się bardzo ucieszy. Pa, Słońce – dał mi buziaka w policzek i
wyszedł.
Barcelono witaj. Super, a Fabsiu jest naprawdę cudowny i wprost go tutaj uwielbiam. <3
OdpowiedzUsuńCzekam na następny. ;*
Megaa <3 /Zuza
OdpowiedzUsuńNo i wreszcie Barcelona! <3 Jejku Fabs jest boski, sama chciałabym takiego brata <3 No to nie pozostało mi nic jak czekać na kolejny (który mam nadzieje szybko się pojawi <3)
OdpowiedzUsuńKocham !!! Czekam z niecierpliwością na następny ;*
OdpowiedzUsuń