poniedziałek, 14 września 2015

Dotzè

        Po tym jak znaleźliśmy się pod ośrodkiem treningowym, Cesc poszedł się przywitać z chłopakami, a ja spokojnie i powoli przemierzałam korytarzem drogę na murawę. Zauważyłam, że przy linii końcowej stał Carles. Był odwrócony tyłem do mnie. Cichutko zakradłam się za jego plecy i zasłoniłam mu oczy.
- Zgadnij kto – rzuciłam wesoło.
- Nika! – krzyknął uradowany i zaczął się ze mną kręcić w kółko – Co ty tu robisz?
- Jak to co? Nie widać? – wyszczerzyłam się – Odwiedzam starego przyjaciela.
- Tylko nie starego – pogroził palcem.
- Oj, Puyi. Dobrze wiesz, że nie to miałam na myśli. Nie uważam wcale, że jesteś stary – ułożyłam usta w podkówkę.
- Wiem, wiem. Spróbowałabyś tylko. – przytulił mnie – No to chodź, przejdziemy się. Pokażę ci moje biuro i w ogóle. Tymi pacanami jak mniemam jeszcze się zdążysz nacieszyć.
        Zaśmiałam się perliście, a były piłkarz objął mnie ramieniem i ruszyliśmy na „wycieczkę”. Wszystko było tu takie znajome. Nie odczułam wyprowadzki. Barcelona była dla mnie poniekąd jak dom. Z tymi murami wiązało się tyle wspomnień. Rozmawialiśmy na różne tematy z Puyolem, ale w pewnym momencie się zatrzymałam. Na ścianie były wywieszone zdjęcia wszystkich trenerów Blaugrany. W tym zdjęcie Vilanovy. Nie mogłam, po prostu nie mogłam przejść obok niego obojętnie. Zapatrzyłam się na tą jego uśmiechniętą twarz. Zawsze był taki radosny. Poczułam na talii dłoń byłego obrońcy.
- Nika… - zaczął, ale chyba niezbyt wiedział, co powiedzieć.
- Czemu? Czemu akurat on? – otarłam łzę spływającą po moim policzku – Był takim dobrym człowiekiem, trenerem. Wspierał mnie. Czy ty wiesz, że on dzień przed… - nie mogło mi to przejść przez gardło – On pisał do mnie, że trzyma za mnie kciuki, bo miałam kolokwium. Carles, - rozkleiłam się – on mi nawet nie powiedział, że źle się czuł – wtuliłam się w jego ramię, a on głaskał mnie uspokajająco po głowie.
- Wiem. Lio był u niego niedługo przed śmiercią. – westchnął – Tito nie chciał, żebyś się denerwowała przed kolokwium. A na dodatek bał się, że jak się dowiesz o jego ciężkim stanie, to będziesz chciała przyjechać. Zostawisz studia i wsiądziesz w pierwszy lepszy samolot.
- Pewnie tak bym zrobiła. – uśmiechnęłam się delikatnie. Jak on mnie dobrze znał. Nawet na łożu śmierci się o mnie martwił. O mnie i o moją edukację – To był złoty człowiek.


4 komentarze: