W ciągu kolejnych tygodni wiele się
działo. Razem z Shak zajmowałam się jej synkiem, chodziłyśmy na zakupy, babskie
pogaduchy, zabierałyśmy Piqué z treningów. Poznałam nawet Tito Vilanovę, który
okazał się być cudownym, przemiłym i kochanym człowiekiem. Kiedy tylko się
widzieliśmy, zawsze się ze mną witał i zagadywał. Opowiadał mi o sobie, pytał o
moje plany. Jemu jako jedynemu odważyłam się zdradzić, że zastanawiałam się nad
wzięciem udziału w wymianie studenckiej. Zachęcał mnie do tego. Twierdził, że
na pewno mi to nie zaszkodzi, a takie doświadczenia zawsze się przydają. Tym
bardziej, że chłopcy mnie polubili. Zapewnił mnie także, że zawsze byłam mile
widziana na każdym meczu czy treningu.
W międzyczasie zdarzyło się coś bardzo
przykrego. Drużyna miała udać się do Polski na zaplanowany na dwudziestego
lipca mecz z Lechią Gdańsk. Niestety nie byli w stanie, ponieważ kilka dni
przed tym zelektryzowała nas wszystkich informacja Tity. Miał nawrót choroby
nowotworowej oraz uznał, że najlepiej będzie, jak się usunie, tak więc z
przykrością rezygnował z trenowania pierwszego zespołu i wyjeżdżał na leczenie.
Mówił, że teraz zdrowie było dla niego najważniejsze. Piłkarzom, sztabowi,
zarządowi i mnie było cholernie smutno. Wiedzieliśmy, że tak musiało być, ale i
tak trudno było się pogodzić z tą decyzją. Po konferencji podeszłam do Vilanovy
i mocno go uściskałam. Walczyłam ze łzami. Kilka i tak w końcu spłynęło po moim
policzku.
- Trzymaj
się, Mister. Wszystko będzie dobrze. Wierzę w to. Zobaczysz, jeszcze razem
obejrzymy El Clásico na Camp Nou – uśmiechnęłam się delikatnie i dałam mu
buziaka w policzek.
- Wiem,
zawezmę się i dam radę. Pokonam tego paskudnego raka. Zasiądziemy razem na
trybunach i zobaczysz, jak nasi chłopcy wbijają w ziemię Real – pocieszał mnie.
- Odezwij
się czasem. Do zobaczenia – powiedziałam i pomachałam byłemu już szkoleniowcowi
FCB, zbliżając się do wyjścia.
Czas
nieubłagalnie szybko płynął. Mimo że postanowiłam, iż wrócę do Gdańska dopiero
tydzień przed rozpoczęciem roku akademickiego, to to i tak zbyt szybko
zleciało. Żal było mi opuszczać Katalonię. To piękny region. Wiem co mówię, bo
nie raz zwiedzałam okolicę – to w towarzystwie Zary, to z moimi nowymi
przyjaciółmi… Ale cóż poradzić? Uczelnia czekała… Obiecałam Mebarak, że na
wakacjach znowu do nich przyjadę. Nie wiedziałam jednak jak zniosę te dziesięć
miesięcy rozłąki – zdążyłam się już do nich przyzwyczaić. I jak ja będę tęsknić
za Milanem…
Nie chcąc niepotrzebnego rozgłosu, z
piękną rodzinką - jak zwykłam nazywać moich nowych przyjaciół - pożegnałam się
dzień przed wylotem. Shakira nie mogła powstrzymać łez. Przez te kilka tygodni
naprawdę zdążyłyśmy się bardzo zżyć. Obiecałyśmy sobie, że będziemy codziennie
do siebie dzwonić i pisać. Ger mocno mnie wyściskał i prosił, żebym na siebie
uważała. Zaś maleńki Milo dał mi na do widzenia słodkiego buziaka.
Na lotnisko zawiozła mnie Zara. Pomogła
mi wytaszczyć te wszystkie rzeczy, których zakupiłam chyba z tonę.
- Trzymaj
się, siostro. – mocno mnie uścisnęła i ucałowała – Pisz, dzwoń, uważaj, ucz się
i przyjeżdżaj jak tylko będziesz miała trochę wolnego. Choćby na kilka dni.
- W
porządku, ale obawiam się, że zobaczymy się dopiero, jak przyjedziesz do domu
na święta. Pa, Rudzielcu! – posłałam jej z oddali całusa i udałam na odprawę.
Po przekroczeniu progu mojego mieszkania
poczułam się dziwnie obco. Brakowało mi katalońskiego słońca, widoków, ludzi.
Moi przyjaciele często dzwonili, pisali. Jednym słowem dbaliśmy o zachowanie jak
najlepszych relacji. I musiałam ze zdziwieniem przyznać, że dobrze nam to szło.
Każde z nas było zabiegane, ale dawaliśmy radę. Taka chwila tylko dla
przyjaciół.
***
Tak jak się obawiałam, z Rudą zobaczyłam
się dopiero podczas Bożego Narodzenia. Nasze spotkanie wypadło bardzo ckliwie.
Nie byłam w stanie ukryć, jak się za nią stęskniłam. Ona była dla mnie
taką…hmmm…jakby to powiedzieć….. „Katalonią w pigułce”. Przez tydzień jej
pobytu gęby nam się nie zamykały. Miałyśmy wiele do nadrobienia. Także w sferze
zakupów. A co? Spodziewaliście się po nas czegoś innego? Cóż, takie już
jesteśmy i nie mamy zamiaru się nigdy dla nikogo zmieniać. Kiedyś to sobie obiecałyśmy
i jak na razie, dotrzymywałyśmy słowa.
***
Bon dia!
I'm back! ;)
Ok, mamy trzeci rozdział.
Gwoli wyjaśnienia...
Tak, w tym opowiadaniu pojawi się niejaki Neymar da Silva Santos Jr.
Jednak pojawi się dopiero za jakiś czas.
Najpierw muszę naszą główną bohaterkę sprowadzić na stałe do BCN.
Ale spokojnie, Brazylijczyk będzie. Przecież obiecałam. ;)
Dajcie mi po prostu trochę czasu na rozkręcenie tej historii.
Jak już wspominałam, nie chodzi tu tylko o miłość.
Próbuję się skupić na innej bardzo ważnej w moim mniemaniu wartości.
Taka historia dwu wątkowa. :)
Postaram się Was nie zawieść.
A teraz pokażcie, że tu jesteście i komentujcie.
Besos! <3
Nonono ;3 Świetny rozdział <3
OdpowiedzUsuńOooo wymiana studencka to jest to ;3
Czekam na kolejny! ;*/Zuza
Rewelacja! Już nie mogłam się doczekać tego rozdziału. :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że to świetny pomysł z wymianą studencką. Byłaby wtedy wśród wspaniałych przyjaciół. Oby kolejny rozdział pojawił się szybciej! :) Do następnego! :*
Nie mogłam się doczekać, ale tak sobie myślę, że wejdę zobaczyć czy coś wstawilas i bum! Nowy rozdział haha, czekam na nexta :D ;*
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWitaj! ;*
OdpowiedzUsuńWidzę, że niektóre osoby wprost nie mogą się doczekać Neymara XD ale ja poczekam tyle ile będzie trzeba. Rozdział mi się podoba jak i sam pomysł na opowiadanie, więc z miłą chęcią będę czytać kolejne części i poznawać historię bohaterki.
Buzia. ;*
Kocham !! <3 te opowiadanie jest C U D O W N E !! <3 szybko dodawaj next ;*
OdpowiedzUsuńhej, nominowałam cię do LBA ;) po dalsze informacje kieruj się tutaj ;D ;) http://sanchezbogiem.blogspot.com/2015/08/liebster-blog-award_2.html
OdpowiedzUsuń