sobota, 18 lipca 2015

Segon

        Kolejne dni minęły mi raczej spokojnie. Codziennie robiłam małe zakupy spożywcze, surfowałam po internecie, aby być na bieżąco z tym, co działo się u moich znajomych z Polski. Również poobiednie spacery z Shak i Milanem stały się już taką naszą małą tradycją. Coraz bardziej się do nich przywiązywałam. Piękna Kolumbijka szybko stała się moją przyjaciółką, ufałyśmy sobie, a co do jej synka, to traktowałam go jakby był moim siostrzeńcem. To takie spokojne, pogodne dziecko. Mebarak śmiała się, że jeśli dalej tak pójdzie, to Milo jeszcze rozbudzi we mnie instynkt macierzyński. Obie się z tego śmiałyśmy, bo przecież ja miałam dopiero dwadzieścia lat i na dodatek rozpoczęte studia, więc to na pewno nie był odpowiedni moment.
        Nareszcie nadeszła sobota. To właśnie dziś miał się odbyć pierwszy mecz presezonu. Takie spotkanie „o pietruszkę”, ale dla mnie liczyło się tylko to, że będę mogła zobaczyć moją ukochaną drużynę na żywo na „naszym” stadionie.
        Po obiedzie wzięłam odprężającą kąpiel, ułożyłam moje brązowe włosy w delikatne fale, założyłam jeansowe szorty i – jakżeby inaczej – klubową koszulkę na nowy już sezon. Do tego zrobiłam delikatny make-up, czyli bladoróżowy cień do powiek i mega długie rzęsy. Wyciągnęłam z szafy granatowe conversy i przyjrzałam się mojemu odbiciu w lustrze. Zajebiście. Tak serio, to ja uwielbiałam klubowe koszulki FCB – było mi w nich po prostu do twarzy, dlatego co sezon kupowałam nowy model. Nie żałowałam na nie kasy. Jednak nigdy nie miałam na niej numeru ani nazwiska żadnego z zawodników. Z tyłu był jedynie żółty napis „unicef” i logo tejże organizacji. Nic poza tym.
        W tym właśnie momencie swój pokój opuściła moja gospodyni. Ubrana w czarną mini i mega wysokie szpilki od Laboutina wyglądała jak milion dolarów. Zlustrowała mnie dokładnie, po czym odparła:
- Ty masz tak zamiar wyjść?! – była wyraźnie zdziwiona.
- Tak. A coś ci się nie podoba?
- Nie, no ok. Ale myślałam, że ubierzesz się, no wiesz, jakoś bardziej… sexy? – uniosła perfekcyjnie wyregulowane brwi.
- Pani prezes, - zaczęłam, zwracając się do niej po stanowisku – chyba pani zapomniała, że ja nie idę na żadną imprezę czy jakiś bal, a jedynie na mecz mojego ukochanego zespołu.
- Tak, tak, wiem. Jakbyś się ubrała inaczej, to byłaby to zniewaga dla klubu, jego barw, herbu, zawodników, socios i w ogóle wszystkich culés na całym globie… - wyrecytowała bez tchu.
        Nie chciała dalej drążyć tematu, bo wiedziała, że i tak nie zmienię zdania. Ja na każdym meczu Dumy Katalonii, nawet jeśli oglądałam go w TV, po prostu musiałam mieć na sobie coś z Barçy – koszulkę, bluzę, bransoletkę… Za pięć piąta Zara pożegnała się ze mną i pożyczyła udanego wieczoru i wygranej oczywiście. Ja zabrałam telefon, portfel i klucze, po czym posłałam jej całusa i wyszłam przed klatkę. Kilka sekund później zauważyłam, dobrze mi już znanego jeepa. Pewnie wsiadłam do auta, przywitałam się z przyjaciółką, ucałowałam malca i kilkanaście minut później byliśmy już przed świątynią sportu.
        Camp Nou naprawdę robiło wrażenie. Wielki obiekt. Ale po wyjściu na trybuny i zobaczeniu murawy, moje serce zaczęło bić jak oszalałe. Wiedziałam, że to tu było moje miejsce na ziemi. Gdybym tylko mogła zostać tu na wieki…
- I co? Podoba ci się stadion? – nagle z rozmyślań wyrwała mnie piosenkarka.
- Tak. Zresztą przecież dobrze wiesz, że jestem culé… - uśmiechnęłam się do niej, a Milo pogładził moją twarz, zupełnie jakby chciał powiedzieć: „Wiem, co czujesz, ciociu”.
- Wiem, wiem. I dlatego też chciałam cię tu zabrać. Wiesz, to nie jest to samo, co kibicowanie przed telewizorem. Te emocje są nie do opisania. No, ale teraz będziesz mogła sama to przeżyć  – posłała mi promienny uśmiech.
- Dziękuję. – uściskałam ją mocno – Ty jesteś dla mnie taka kochana. Jak ja mogę się wam odwdzięczyć? – zapytałam całkiem poważnie.
- Po pierwsze: musisz dzisiaj poznać Gera. Po drugie: dać mi przepis na to genialne ciasto, bo mój facet się w nim chyba zakochał. I w końcu po trzecie i najważniejsze: nie znikaj z naszego życia po wyjeździe.
- Obiecuję. Dobrze wiesz, że zawsze możecie na mnie liczyć. Choćby nie wiem co się działo.
        Przytuliłyśmy się i zasiadłyśmy na trybunach, bo na murawę zaczęli wychodzić piłkarze. W końcu rozległy się dźwięki „El Cant del Barça”, a ja najzwyczajniej w świecie nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam wyśpiewywać kolejne wersy z ogromnym zaangażowaniem. To był głos mojego serca. Co ja mówię, jakiego serca? Przecież ja nie miałam serca! Nie mam go już od… moment, ile to już będzie? A, no tak, w listopadzie będzie sześć lat jak je oddałam. I nie miałam zamiaru nigdy go odzyskiwać. Co to, to nie. Ono należy i już zawsze będzie należało do FCB. Jak ktoś kiedyś powiedział: „bo cały mój świat to bordo i granat”…
- Masz ładny głos. – powiedziała uśmiechnięta Shakira – Czemu nie śpiewasz?
- Ty sobie chyba żartujesz ze mnie. Ja nie potrafię śpiewać...
- A to przed chwilą, to co było?
- No wiesz, ja tak mam, że przed każdym meczem muszę odśpiewać hymn. Nie mogę się powstrzymać, kiedy go słyszę – powiedziałam oblana rumieńcem.
- Aha, no ok. Niech będzie, że ci wierzę.  – a po chwili dodała – Ale i tak to kiedyś wykorzystam. Prawda, synku? – ucałowała go delikatnie w czółko.
        Mecz był bardzo ekscytujący. Widać było, że oba zespoły chciały rozpocząć sezon od wygranej. Mnóstwo podań, częste dośrodkowania, stałe fragmenty gry. A mimo to pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem. Ale druga połowa… To było coś!
W 48. Xavi podaje do Messiego, ten kiwa czterech obrońców i strzela piękną bramkę. W 53. minucie powtórka z rozrywki. Jest 2:0. W 70. minucie spotkania po zmianie na murawę wchodzi młodziutki Tello. Od razu ma kontakt z piłką. Przejęcie piłki przez Iniestę, potem podanie do Alvesa, w akcję włącza się Puyol, piłka leci pod nogi Messiego, a ten podaje do Tello. Akcja zakończona kolejnym golem. Trzynaście minut później po faulu na Danim rzut wolny. Szesnasty metr. Do piłki podbiega Lio, ale to nie on, a Xavi wykonuje stały fragment gry i powiększa przewagę nad przeciwnikiem. W 88. minucie pada gol kontaktowy dla gości. Chłopcy się nie poddają. Minutę później wywalczają rzut rożny. Celne dośrodkowanie w pole karne i chwilę później Piqué pakuje głową piłkę do bramki. Gwizdek sędziego. Wygrwamy 5:1!!! Huuuurrrrrraaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!! Trybuny szaleją. Ja i Shaki podskakujemy i piszczymy. Milan też zaczyna radośnie pokrzykiwać. Świetny wieczór.
- Chłopcy świetnie się spisali! – krzyknęłam uradowana – A bramka Gera to majstersztyk!
- Sama mu to zaraz powiesz. Na pewno się ucieszy – podniosła się z miejsca, przytuliła mocno maluszka i pociągnęła mnie w stronę wyjścia.
        Nie miałam pojęcia dokąd się kierowałyśmy. Myślałam, że pójdziemy na parking i poczekamy tam na Piqué, ale ona najwidoczniej miała inne plany. Szłyśmy w kierunku wielkich drzwi. Jakimś pustym korytarzem. Po chwili dało się słyszeć wesołe krzyki i głośne rozmowy. Moim oczom ukazała się szatnia moich „bohaterów”.
- Hej, kochanie! – wybiegł nam naprzeciw wysoki Katalończyk i pocałował namiętnie moją towarzyszkę, a Milowi zmierzwił włosy.
- Świetny mecz chłopcy! – krzyknęła z entuzjazmem do pozostałych piłkarzy – I nie tylko ja tak twierdzę, moja przyjaciółka również. No i małemu też się oczywiście podobało – uśmiechnęłyśmy się.
- A ty jesteś pewnie Berenika. – zwrócił się do mnie strzelec gola po rzucie rożnym – Tyle o tobie słyszałem. – przytulił mnie serdecznie – Jestem Gerard, ale mów mi Ger.
- Ok, Ger. – powiedziałam niepewnie – Świetna bramka.
- A, dziękuję. No, to chodź teraz poznać resztę zwycięskiej drużyny. – a po chwili dodał mi szeptem na ucho – Wiem, że jesteś culé. Nie musisz się tak denerwować, nie jesteśmy straszni – i posłał mi łobuzerski uśmiech.
        Chłopcy co prawda już się przebrali, ale i tak nadal panowało tam lekkie zamieszanie. Kiedy już przekroczyliśmy próg, mój towarzysz znacząco chrząknął, a ja starałam się zachować zimną krew.
- Ej, panowie! – wydarł się na całe gardło i dopiero wtedy zapanowała cisza – Chciałbym wam kogoś przedstawić. To jest Berenika. Przyjaciółka moja i Shakiry. Nika pochodzi z Polski. Jest studentką, turystką, culé… - zaczął wyliczać na palcach – Do tego jest bardzo miła, no i piecze najlepsze na świecie ciasta.
- Taaa, Ger stanowczo przesadza, ale faktycznie jestem fanką FCB i chciałam wam pogratulować z całego serca dzisiejszego występu. Świetnie się spisaliście. – uśmiechnęłam się do nich – To ja już pójdę.
- Czekaj, nie tak szybko, najpierw musisz nas wszystkich poznać. – uśmiechnęła się szeroko katalońska „22” i zaczęła podążać w moją stronę, a kiedy już staliśmy twarzą w twarz – Dani jestem. I muszę nieskromnie przyznać, że wybrałaś najlepszą z możliwych opcji zostając naszą fanką. – puścił mi oczko – Prawda, panowie?
- Taak!! – odpowiedział mu równy okrzyk.
        I podchodzili tak do mnie po kolei wszyscy piłkarze. Uścisnęłam dłoń Messiego, Puyola, Villi, Busquetsa, Mascherano, Xaviego, Iniesty, Valdésa, Pinto i wielu innych. Jednak największe wrażenie zrobił na mnie ten, który podszedł jako ostatni. Widać było, że to wesołek.
- A to, Nika, jest mój przyjaciel Cesc. Wariat, ale pozytywny – wskazał palcem na bruneta.
- Miło mi – uśmiechnęłam się przyjaźnie do słynnej barcelońskiej „4”.
- Mi też. Mów mi Fabs – i zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku.
- Uuu. Wiesz, Nika, ja na twoim miejscu bym się cieszył – wtrącił Piqué.
- Czemu? – nie rozumiałam o co chodziło mojemu przyjacielowi (?).
- Bo on nie każdemu daje tak na siebie mówić, tylko bliskim. Na przykład mnie – uniósł dumnie głowę do góry.
- Cóż, w takim razie czuję się zaszczycona – obdarzyłam Fàbregasa ogromnym uśmiechem.

        Po tych miłych chwilach Shaki, Ger i Milan, czyli szczęśliwa rodzinka, odwieźli mnie do mieszkania Cezarii.


***
No i mamy drugi rozdział. ;)
Czekam na Wasze opinie, bo dają motywację.
Buziaki i do napisania pod koniec miesiąca.
Pamiętajcie, że Was kocham <3

12 komentarzy:

  1. Rewelacyjny rozdział! Uśmiech nie schodzi mi z twarzy! :)
    Nika poznała już drużynę więc super. Czekam na dalsze rozwinięcie akcji.:)
    Do następnego! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział. <3 Wyczuwam, że akcja nabiera rozpędu więc lećmy do przodu. ;D
    Czekam na kolejne części i my też Cię kochamy. <3
    Buziaczki słońce. ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny <3
    Czekam na kolejny ;*/Zuza

    OdpowiedzUsuń
  4. A Neymar będzie ??

    OdpowiedzUsuń
  5. Super! Przepraszam, że dopiero dzisiaj komentuje, nie zauważyłam, że dodałaś nowy rozdział. Poznała drużynę więc jest OK. Ja to uważam za największy plus :D Aaa i jeszcze to jak opisywałaś mecz, cudo! Tylko można było sobie wyobrazić te piękne akcje i bramki. Dora bo sie rozpisałam, czekam na (mam nadzieję) szybkiego nexta ;) pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. A gdzie Ney ://

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Neymar się pojawi - tak jak obiecywałam. Dajcie mi kilka rozdziałów na rozkręcenie akcji i zadomowienie Niki w Katalonii. :-)

      Usuń
  7. Będzie Ney ? No ja się tam bardzo cieszę. Wspominałam już, że kocham tego bloga ? Czekam na next. dodawaj szybkoooooooooooo ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie. Przez kilka rozdziałów będę chciała jakoś nakreślić kontekst, ale potem Ney się pojawi. ;-)

      Usuń
    2. A tak przy okazji zapraszam na rozdział 21 ;* pozdrawiam ;*

      Usuń