Finał Pucharu Króla to było coś.
Przeciwnikiem miał być Athletic Bilbao, a spotkanie odbywać się – na Camp Nou!
Mimo późnej godziny – mecz rozpoczynał się o 21:30 – na stadion przybyły tłumy.
Z pewnością kilka milionów oglądało transmisję w telewizji. W końcu to nie lada
mecz. Od samego rana Barcelona została opanowana przez Basków. Może to się
wydawać niektórym dziwne, ale tego dnia na Camp Nou mniejszość stanowili kibice
Dumy Katalonii. Ale cóż poradzić? Takie uroki finałów.
Siedziałyśmy sobie z dziewczynami oraz
maluchami na trybunach i przyglądałyśmy się poczynaniom naszych mężczyzn. Szło
im całkiem nieźle. Ale w dwudziestej minucie wszystkie zaniemówiłyśmy. Moje
usta to się otwierały, to znów zamykały. Zapewne wyglądałam jak rybka. Nie
mogłam po prostu wyjść z podziwu. To, co przed chwilą zrobił Leo… O, mamuniu. I
ja znałam osobiście tego gościa! Przecież on był z innej planety! Normalni
ludzie nie robili takich rzeczy! Nie grali w taki sposób! Na jego geniusz nie
było słów. Drugą bramkę zdobył mój Ney po podaniu Luisa. Mecz zamknął trzeci
gol Messiego. Jednak końcówka spotkania zrobiła się nerwowa. Juninho próbował
okiwać jednego z przeciwników, będąc już w pobliżu linii końcowej boiska.
Zdecydował się na ryzykowne przelobowanie. Zwód w sumie by mu się udał, gdyby
nie to, że tamten piłkarz go sfaulował. Neymar nie zdążył się jeszcze podnieść,
a przy nim pojawili się już gracze z Kraju Basków, którzy mieli najwidoczniej
ogromne pretensje za to zagranie. Byłam przerażona, widząc sytuację na boisku.
Tamci byli zdenerwowani i rzucali się do Brazylijczyka. Najbardziej martwiło
mnie to, że Ney mógł nie wytrzymać i dać się wciągnąć w potyczkę. Mało tego,
mogło nawet dojść do rękoczynów. Znałam mojego chłopaka i wiedziałam, że należał
do tych porywczych. Na całe szczęście chłopcy z naszej drużyny próbowali
odciągnąć piłkarzy z Bilbao, a jeden z nich zabrał Júniora. Odetchnęłam z ulgą.
Po końcowym gwizdku wspólnymi siłami
zabrałyśmy dzieciaki i zeszłyśmy na murawę tuż po tym, jak Xavi i Ini unieśli
puchar. Gerard latał w kółko jak opętany z szampanem. Chłopcy skakali,
śpiewali, Dani tańczył. Nawet nie zauważyłam, kiedy wpadłam w silne ramiona Neya. Złapał mnie w pasie,
uniósł w górę i okręcił się ze mną dookoła. Śmialiśmy się jak dzieci.
Przybliżyłam swoją twarz do jego i delikatnie musnęłam te cudowne usta.
Uśmiechnął się i pogłębił pocałunek. Wtem jak spod ziemi wyrósł Geri i głośno
odchrząknął.
– Nie żeby
coś, ale… Campeones, campeones, oe oe oee! – wydarł się, podskakując. Zaraz
dołączyli do nas wszyscy piłkarze i wspólnie intonowaliśmy przyśpiewkę.
Następnie każdy zrobił sobie zdjęcie z pucharem i nadszedł dalszy ciąg
wygłupów. Trybuny już opustoszały, więc mieliśmy trochę więcej prywatności.
Alves został popchnięty przez Juninho, więc nie myśląc długo, zaczęli się gonić
dookoła murawy. Po jakichś pięciu minutach młodszy z tej dwójki Brazylijczyk
przekazał flagę Messiemu, który poklepał go przyjaźnie po plecach. Podbiegł do
mnie, wziął na ręce i zaniósł na środek boiska. Śmiałam się z jego wygłupów.
Uśmiechnął się perliście i złapał mnie za dłonie. Na murawie zapanowała cisza.
– Berenika,
wiesz, że kocham cię najmocniej na świecie i nie wyobrażam sobie bez ciebie
życia. W tak krótkim czasie stałaś się dla mnie najważniejszą kobietą. Pamiętasz,
kiedy dałem ci ten naszyjnik? – chwycił kulkę.
–
Tak. W dniu narodzin Sashy.
–
Zapytałaś wtedy, co jest w środku.
– No tak,
ale powiedziałeś, że to na później – niczego nie rozumiałam.
– Owszem.
– zdjął ze mnie element biżuterii – I dziś jest ten moment. – najpierw spojrzał
na błyskotkę, a potem na mnie. Momentalnie spoważniał – Chciałbym, żebyś
rozbiła tę bańkę.
– Co? Ale
Ney… Przecież to…
– Berenika,
proszę cię. Od początku o to chodziło. Śmiało. – niepewnie chwyciłam łańcuszek,
rzuciłam nim o murawę i przydepnęłam. Schyliłam się, by podnieść resztki –
Rozwiń rulonik i przeczytaj. Możesz na głos – polecił.
– Okay… –
rzuciłam niepewnie. Spojrzałam na karteczkę i przeczytałam – Wyjdziesz za mnie?
– minęła chwila i… – Czekaj, co?! – spojrzałam powtórnie na rulonik – A…a…ale…
Neymar… Ty to… Przecież ty mi to dałeś już cztery miesiące temu! – nie
wierzyłam.
– Bo już
wtedy byłem pewien swojej decyzji. Twojej trochę mniej… No i w sumie nadal nie
wiem.
– I ty się
jeszcze pytasz, głupku? – rzuciłam się w jego ramiona – Pewnie, że tak! –
krzyknęłam na całe Camp Nou, a może i na całą Barcelonę.
–
Naprawdę? – uniósł moją osobę do góry i okręcił w powietrzu. Pocałował mnie
namiętnie i sobie o czymś przypomniał – No to w takim rozrachunku mam dla
ciebie jeszcze coś. – grzebał w kieszeni – Łańcuszka już nie masz, więc
dostaniesz coś innego. Daj dłoń. – wcisnął mi na palec złoty pierścionek z
dużym oczkiem cytrynianu i dwoma małymi brylancikami po bokach – Od teraz nie
spojrzy na ciebie żaden obcy facet – zaśmiał się.
–
Wystarczy mi, że jeden na mnie patrzy. – ucałowałam go – A pierścionek jest
śliczny. Kocham cię.
– Kocham
cię, maleńka. – złączył nasze usta, a dokoła nas rozległ się głośny aplauz ze
strony zgromadzonych piłkarzy, ich partnerek oraz sztabu. Brazylijczyk objął
mnie i ucałował w skroń, po czym się odezwał do reszty – No, kochani. W takim
razie oficjalnie przedstawiam wam moją przyszłą żonę. Jeszcze – pokreślił –
panienkę Berenikę Hess.
– Ney? –
rzuciłam nieśmiało.
– Tak,
kochanie?
– Bo ja też
ci chciałam o czymś powiedzieć…
– Śmiało –
zachęcał.
– Myślę,
że to najodpowiedniejszy moment. W końcu jesteśmy tutaj wszyscy. – denerwowałam
się, przez co przygryzałam dolną wargę – Chyba będziemy musieli zrobić w domu
remont. I to zaraz po powrocie z Copa América.
– Co? –
dziwił się – Ale po co? I to takie niby ważne, że musisz prosić o to przy całej
drużynie?
– Nie
rozumiesz, kochanie. Ja o nic nie proszę. – część zawodników zaczęła chichotać –
Ja ci mówię, że będziemy m u s i e l i
zrobić remont. Nie ma innej opcji – chwyciłam jego dłoń i położyłam
sobie na brzuchu. Jego źrenice natychmiast się rozszerzyły.
– Chcesz
powiedzieć, że… – ciągnął.
– Że
zjadła dzisiaj za dużo kurczaka. – prychnął Alves – Ona ci właśnie mówi, że
jest z tobą w ciąży, matołku!
– Będę
ojcem? Po raz drugi? – niedowierzał.
– Za siedem
miesięcy – przytaknęłam.
– No,
chłopie. Mówiliśmy ci na grillu, że ty ani ślubu, ani dziecka, a tu proszę.
Przy okazji Pucharu Króla załatwiasz obie sprawy. Szacun – zagwizdał Rafinha.
– Się
postarał. Moja krew – przytulił nas dumny jak paw Daniel.
– Ta,
ciekawe jakim cudem. – zaśmiał się da Silva – Ale skoro się już tak bardzo
cieszysz, to bardzo dobrze. Pomożesz nam przy remoncie – Daniemu nieco zrzedła
mina, ale po chwili powrócił jego głupkowaty uśmiech, który udzielił się wszystkim
zebranym.
– To jak?
Opijamy dzisiaj dublet, zaręczyny i kolejnego przyszłego socio? – zapytał Lio.
– No jak
już to dwóch – poprawił go Neymar.
– Co? To
jesteś w ciąży z bliźniakami? – wytrzeszczył na mnie oczy Busquets.
– Nie! –
przeraziłam się.
– Głupki z
was jednak. – westchnął mój narzeczony – Pierwszy socio to nasze nienarodzone
dzieciątko, – uśmiechnął się szeroko i cmoknął mnie w usta – a drugi to Nika,
która jako moja żona będzie mogła zostać zarejestrowana jako członek klubu.
– Aaa… –
pacnął się w głowę Jordi – No tak, racja. Ale to na pewno nie bliźniaki?
– Lekarz
mówił o jednym serduszku, więc raczej nie. – uspokoiłam go – Spokojnie, nadal
możesz być pierwszym, który wprowadzi do naszej przeogromnej i zwariowanej
rodziny bliźniaki.
– Uff… –
ucieszył się Hiszpan.
– Wiecie,
co? Może i jesteśmy wielką, chaotyczną, hałaśliwą i pokręconą rodzinką, ale
najważniejsze jest to, że wszyscy się kochamy – powiedział filozoficznie Piqué.
Zebraliśmy się w owalu, bo okręgiem czy
kołem to tego nazwać by nie można. Przyczyna była prosta – było nas zbyt wiele.
Pochyliliśmy się, złapaliśmy za ramiona i wspólnie – piłkarze, partnerki i
sztab zaintonowaliśmy naszą specjalną „piosenkę”:
Todos juntos
vamos a ganar
Unidos!
Seremos
grandes,
Seremos fuertes,
Somos una
familia!
Ole–le, ola–la,
ser del Barça
és
el millor
que hi ha!
Lo, lo–lo,
lo, lo
I si tots
animem! I si tots animem!
I si tots
animen, guanyarem!!!
Campeones,
campeones, oe oe oee!!!
Vaaaaamoooooos!!!
I skakaliśmy tak wspólnie, ciesząc się
ze zwycięstwa, ale nie tylko. Najbardziej cieszyliśmy się swoją obecnością.
Byliśmy zjednoczeni i tworzyliśmy rodzinę, mimo że nie łączyły nas więzy krwi.
Życie już nas wszystkich doświadczyło i nauczyło, że trzeba otaczać się ludźmi,
których się kocha. La
vida no es nada sin amistad. No hay mal que dure cien años y juntos ganamos
cada batalla. El mundo es nuestro. La vida es para ser disfrutada y lo mejor
siempre espera es adelante. Juntos podemos más. Porque somos una familia, la
familia de nuestra propia elección.
[Bez
przyjaźni życie jest niczym. Nie ma zła, które trwałoby sto lat, a razem
wygramy każdą walkę. Świat jest nasz. Musimy się cieszyć życiem, a to co
najlepsze jest zawsze przed nami. Razem możemy więcej. Bo jesteśmy rodziną.
Rodziną z naszego własnego wyboru.]
***
I tym pozytywnym akcentem
kończymy to opowiadanie.
Już przed rozpoczęciem pisania
zapowiadałam Wam, że będzie ono inne.
Chciałam poruszyć tutaj temat nie tylko miłości dwóch osób,
ale przede wszystkim miłości rodzinnej,
więzi jakie łączą osoby niespokrewnione, lecz bardzo sobie bliskie.
Rodzina jest bardzo ważna, można by rzec, że najważniejsza.
Jednak nikt nie powiedział, że nie mogą być nią dla nas genetyczni obcy.
Nie jest prawdą, że rodziny się nie wybiera.
Każdy z nas wybiera sobie rodzinę, dobierając przyjaciół.
Jeśli przyjaźń jest prawdziwa, jest się skłonnym
do wielu poświęceń dla innej osoby.
Pomysł na tę historię zrodził się dosyć spontanicznie.
Wiem, że zapewne wiele osób jest rozczarowane tym,
że było tak mało Neymara, za co przepraszam.
Mam jednak nadzieję, że opowiadanie przypadło do gustu. ;)
Nie zamykam jeszcze kwestii da Silvy Santosa,
aczkolwiek na chwilę obecną mam w głowie kilka innych projektów.
Jeden z nich jest już publikowany:
Serdecznie zapraszam na powyższego bloga.
Znajdziecie tam opowiadanie o hiszpańskiej dziennikarce sportowej,
Rii Blance Murillo Saldaña, oraz katalońskim stoperze
Dumy Katalonii - Gerardzie Piqué Bernabeu.
Dziewczyna po przejściach, z ciążącą nad nią przeszłością
boi się bliskości, jest skryta i zamknięta w sobie.
Czy arogancki, pewny siebie blondyn da radę to zmienić?
A może dopadną ich demony przeszłości,
które zniszczą teraźniejszość?
Czytajcie, a dowiecie się. ;D
A co z innymi projektami?
Adresy utworzonych blogów znajdziecie na moim profilu.
Wkrótce powinny pojawić się tam rozdziały.
Zachęcam do zaglądania na mój profil
i śledzenia nowości.
Tak więc do przeczytania.
PS Prosiłabym każdego, kto przeczytał to opowiadanie o pozostawienie po sobie śladu w postaci komentarza. Będzie mi bardzo miło. :)
Jezuuuu, ja becze :') becze jak głupie małe dziecko <3 To opowiadanie jest jednym z najlepszych jakie mi było dane czytać <3 No co ja mam powiedzieć? Jesteś po prostu wspaniała, ten epilog wyszedł ci bosko. Kiedy czytałam to opowiadanie i kiedy było tu tyle tej miłości pomiędzy bohaterami to możesz uwierzyć albo i nie, ale uśmiech nie schodził mi z twarzy do końca dnia, naprawdę. Pewnie jeszcze nie raz będę wracać do tej historii. Jesteś mega utalentowana i czekam na twoje inne projekty, które mam nadzieję pojawią się za niedługo <3 Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńJejku, nie miałam zamiaru doprowadzić Cię do łez, ale uznaję to za dobry znak. :) Bardzo mi miło, że Ci się podobało. Pomysłów mam mnóstwo, wiele projektów ma już swoje zarysy, tak więc w najbliższym czasie można spodziewać się czegoś nowego. Także pozdrawiam. ;*
UsuńBoskie nie moge uwierzyc ze to juz koniec :) zakonczenie wprost idealne :)
OdpowiedzUsuńNo niestety, ta historia nie doczeka się kontynuacji. Dziękuję. :)
UsuńZawsze potrafisz polepszyć mi dzień albo wieczór.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że to już koniec.. Pomimo tego, że naprawdę lubię Neymara jakoś nie odczułam, że było go w tym opowiadaniu mało. <3
Wzruszyłam się delikatnie i za to Ci bardzo dziękuję, jak i za to, że nadal tutaj z nami jesteś i będziesz przez najbliższy czas.
Czekam na kolejne opowiadania i nowe rozdziały w opowieści o Gerim.
Buźka! ;*
Ratujesz mi życie, Słońce, bo już się bałam, że mnie zabijecie za tego Neymara. :p O, nie! Udało mi się wzruszyć Patrycję!! :o Nie wierzę, hehe. ;D Kochana, to ja Ci dziękuję i cieszę się, że nadal trwasz przy mnie i tych moich pierdołach. Buziaki ;**
UsuńNiewątpliwie był to jeden z najlepszych opowiadań jakich czytałam. Strasznie żałuje, że to już koniec.
OdpowiedzUsuńJej, niezmiernie mi miło. :)
UsuńNic dodać, nic ująć <3 dziękuję ci za ten blog <3
OdpowiedzUsuńNie, to ja dziękuję, że byłaś. ;*
UsuńNapiszę tak - te opowiadanie było tak fantastyczne i pełne miłości, że to aż niewiarygodne *.* Twój styl pisania urzeka i tyle ;') pomysł też miałaś świetny ;) czekam na następne Twoje niesamowite pomysły <3 pozdrawiam i całuję <3 ;*
OdpowiedzUsuńCo mogę napisać? Cieszę się, że podoba Ci się mój styl i liczę, że będziesz wpadać także na moje inne blogi. Buziaki ;**
UsuńDziękuje za całe opowiadanie! Było cudowne! <3 /Zuza
OdpowiedzUsuńTo ja dziękuję <3
Usuń59 year old Senior Editor Fianna Ramelet, hailing from MacGregor enjoys watching movies like "Out of Towners, The" and Shopping. Took a trip to Town Hall and Roland on the Marketplace of Bremen and drives a 600SEC. skorzystaj z tego linku
OdpowiedzUsuń